Nie chce mi się jeszcze pisać o tym co zapowiedziałem w ostatnim poście. Ale mam ochotę wygadać się z tego co się działo wczoraj. Generalnie dalej w weekendy szarpie się na dyżurach. Ten niby był spokojny, po drodze zdarzyły się (na pierwszy rzut oka) niepozorne usterki. Drobnostki!
Po konsultacji myślałem że wszytko było ok, aż tu nagle w poniedziałek BUM! Nic nie było OK. Duzi klienci nie dostali rzeczy które są im niezbędne do pracy. Więc zaczynają dzwonić. Najpierw delikatnie, pierwszy telefon, drugi. Z czasem zaczyna się niecierpliwość, coraz większy nacisk. Żeby na prawie koniec dnia już po prostu grozić wszystkim, i skarżyć się o tym wszystkim (zwłaszcza szczeblom wyżej...). Ostatecznie awantura o Basie skończyła się popołudniem.
Myślałem że będę gościem na dywaniku u przełożonych. Jednak ostatecznie wykryto u nas "błąd systemowy", w komunikacji i zgłaszaniu tego typu błędów. U mnie skończyło się to na informacji "co i jak" żeby w przyszłości po prostu tego typu sytuacje się nie zdarzały. Na szczęście bez żadnych dalszych konsekwencji.
Ale poniedziałek się nie skończył. Na siłce nie udało się skończyć ćwiczeń, bo kolega niestety musiał awaryjnie "wybyć" i nie było jak się dogadać z kluczami. Więc dziś będzie replay, dokończenie tych ćwiczeń których wczoraj nie dało się wykonać. Swoją drogą, masakrycznie widać jak niby krótka przerwa daje się we znaki. Nie potrafiłem zrobić serii którą wcześniej robiłem bez problemu (to samo obciążenie).
Z dobrych wieści, najbardziej cieszy mnie ta że po pracy udało mi się rozebrać buczka w środku ze strony pasażera, do praktycznie gołej blachy. Przy skręcaniu wszystko posprawdzałem i poskręcałem z użyciem takich specjalnych klejących się, miękkich gąbeczek, co ostatecznie wyeliminowało problem pisków które całkowicie niszczyły przyjemność z jazdy. Po tym był dobry obiadek (pyszny). I tyle.
Jakoś ostatnio mam mało czasu, żeby sobie cokolwiek popisać tutaj. Właściwie nie jest problemem czas ale lenistwo i jakieś kiepskie samopoczucie. Trzeba coś z tym zrobić. Mam nadzieję że powrót na siłkę, zaowocuje powrotem dobrego humoru.
Pozdrawiam!
Po konsultacji myślałem że wszytko było ok, aż tu nagle w poniedziałek BUM! Nic nie było OK. Duzi klienci nie dostali rzeczy które są im niezbędne do pracy. Więc zaczynają dzwonić. Najpierw delikatnie, pierwszy telefon, drugi. Z czasem zaczyna się niecierpliwość, coraz większy nacisk. Żeby na prawie koniec dnia już po prostu grozić wszystkim, i skarżyć się o tym wszystkim (zwłaszcza szczeblom wyżej...). Ostatecznie awantura o Basie skończyła się popołudniem.
Myślałem że będę gościem na dywaniku u przełożonych. Jednak ostatecznie wykryto u nas "błąd systemowy", w komunikacji i zgłaszaniu tego typu błędów. U mnie skończyło się to na informacji "co i jak" żeby w przyszłości po prostu tego typu sytuacje się nie zdarzały. Na szczęście bez żadnych dalszych konsekwencji.
Ale poniedziałek się nie skończył. Na siłce nie udało się skończyć ćwiczeń, bo kolega niestety musiał awaryjnie "wybyć" i nie było jak się dogadać z kluczami. Więc dziś będzie replay, dokończenie tych ćwiczeń których wczoraj nie dało się wykonać. Swoją drogą, masakrycznie widać jak niby krótka przerwa daje się we znaki. Nie potrafiłem zrobić serii którą wcześniej robiłem bez problemu (to samo obciążenie).
Z dobrych wieści, najbardziej cieszy mnie ta że po pracy udało mi się rozebrać buczka w środku ze strony pasażera, do praktycznie gołej blachy. Przy skręcaniu wszystko posprawdzałem i poskręcałem z użyciem takich specjalnych klejących się, miękkich gąbeczek, co ostatecznie wyeliminowało problem pisków które całkowicie niszczyły przyjemność z jazdy. Po tym był dobry obiadek (pyszny). I tyle.
Jakoś ostatnio mam mało czasu, żeby sobie cokolwiek popisać tutaj. Właściwie nie jest problemem czas ale lenistwo i jakieś kiepskie samopoczucie. Trzeba coś z tym zrobić. Mam nadzieję że powrót na siłkę, zaowocuje powrotem dobrego humoru.
Pozdrawiam!
Intensywny dzien musiał być. Mnie jak dotąd omijają takie grubsze problemy. A juz zwłaszcza konflikt z kontrahentami, nie liczac ostatniej wpadki z niedoszlym pożarem w kościele.
OdpowiedzUsuńCo do dobrego humoru to rozumiem doskonale. Generalnie sam nim tryskam zazwyczaj, albo przynjmniej jestem pogodny, ale przez chorobę jakos robię się nerwowy nad miarę.