Ostatnio łapie mnie coraz większa depresja z powodu stanu w jakim jest moje ciało. Kiedy jeszcze pracowałem nie tyle fizycznie, ale aktywnie, w pierwszej pracy, wyglądałem po roku po prostu super. Po 3 byłem półbogiem! Jak nigdy wcześniej. I też tak się czułem. Pewny siebie, zgrabny. Potem zmieniła się praca na taką gdzie potrzeba było mniej wysiłku, ale jednak ruch był. Więc dalej mogłem pielęgnować swoje tradycje pod tytułem: Jem wszystko na co mam ochotę, w ilości dowolnej, niezależnie od pory. Kształt jako-tako pozostał, może już rzeźba nie ta, ale dalej ocenił bym się na 4! A potem przyszedł czas na biuro...
To jest prawie niemożliwe, jak bardzo w ciągu kilku tygodni potrafi wszystko na człowieku "spłynąć" w dół, tak jak każe grawitacja! Ważę tyle samo, ale cała ta masa nie jest teraz równo rozłożona po kończynach i ich mięśniach, tylko tworzy "bufor" z przodu mojego ciała zamiast ładnie wypychać koszulkę na klacie. Kiedy wezmę dobry wdech dalej wyglądam "nie źle", ale nie można cały czas chodzić tak napiętym (i nie zawsze się o tym pamięta). Poczytałem dziś kilka stron o tym i chyba w końcu po kilku próbach zacznę faktycznie dbać o siebie.
Największą przeszkodą nie jest moja niezgrabność tylko zwyczajne, pospolite i czyste lenistwo! Jestem wcielonym leniem i nie ukrywam tego. Jeśli czegoś nie muszę robić, i nie mam akurat chwilowo ochoty tego robić, najczęściej tego nie robię. Dlatego tak ciężko było mi "trenować" jazdę na rowerze dłużej niż kilka dni, chodzić do kumpla na siłownie czy biegać. Ale teraz mam inny (znowu ambitny) plan.
Ćwiczenia w domu! Metoda domatora! Bez wychodzenia, w każdej wolnej chwili którą nie zawsze mam popołudniu.
Oczywiście jest to znowu zamiar, i muszę poświęcić lekturze więcej czasu niż 5 min na poczekaniu na stołówce... przed pierogami i krokietami :)
Generalnie plan mam taki żeby diety może nie aż tak bardzo zmieniać, za to wrócić do zasady: ćwiczę żeby jeść bez stresu. Jak za dawnych czasów.
Chyba w końcu osiągnąłem szczyt determinacji! Bo nigdy niepotrafiłem się chwycić za brzuch tak jak teraz!!!
Na szczęście do lustrzycy jeszcze mi brakuje :>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz