Połowa ostatniego postu uległa przeterminowaniu. Kubeł zimnej wody wylany na łeb skutecznie przywraca realistyczny tok myślenia. Ale o tym to kiedy indziej.
Weekend minął niesamowicie efektywnie! Jestem normalnie w szoku jak fajnie i bezboleśnie udało się zrobić wiele zaległości. Od banalnych typu porządne wyczyszczenie mieszkania, przez rzeczy które lubię typu porządne umycie auta i wymiana świeć, po zaległe jak przykręcenie półek dla kotów, czy zawieszenie żyrandolu w sypialni. Rach ciach. Był czas się polenić. Pograć. Zrobić zakupy i pozbyć się hasi. No po prostu efektywnie i przyjemnie.
Ale poniedziałek kazał wrócić na ziemię (znowu).
Zacznę od budzika który nagle i znikąd, a co najgorsze nie z mojego pokoju(!) mnie obudził. Właściciel wie że zginie marnie przy najbliższej okazji (rano byłem zbyt rozleniwiony żeby zastosować dezaprobatę słowną, a dopiero co żeby gonić kogoś).
Następnym problemem jest absolutna bieda i brak środków na bieżące wszystko. Jak każdy biedak, postanowiłem za ostatnie pare zł zaszaleć i kupiłem sobie w monopolowym butelkę Ginu Lubuskiego i Tonic. Sącze raz na kilka wieczorów sobie takiego odświeżacza myśląc za co zjem śniadanie na dzień następny. Może ktoś wie gdzie można dorywczo dorobić jakieś pieniądze? Zrobić komuś formata, komputer, naprawić jakiś sprzęt. Z chęcią się tym zajmę.
Innym czynnikiem dołującym jest ilość pierdół które chciał bym zrobić w swoim buczku. W sumie to jest to jedyny powód mojego stanu finansowego. Bo każdy grosz którego nie przejem, nie przepije i nie opłacę nim moich opłat typu mieszkanie, przeznaczam na paliwo lub kolejne taile do auta. Nie jestem w stanie pojąć tego stanu rzeczy, odmawiam sobie normalnych, nowych ciuchów, mebli, gadgetów typu komputer, telefon, imprez, wycieczek. Wszystko pakuje w mojego starego zgnitego buczka.
Zmieniłem też pomysł i plan na odbudowę. Okazało się po dokładniejszym myciu że zima daje coraz bardziej w kość poszyciu, i bąbli jest już kilka w miejscach gdzie wcześniej ich nie widziałem. Co by nie było, przed następną zimą, nawet prowizorycznie, będzie trzeba to wszystko zakonserwować. Będę kolejnym kolesiem w aucie typu:
Będę go robić, work in progres, ciapy w 10 kolorach everywhere!
A potem (daj losie szczęśliwy i siło wewnętrzna żeby spiąć dupę w robocie) szarpnąć się, albo z zebranej gotówki, zrobić jeden wielki re-paint. Czyli wszystkie ubytki, bąbelki i ciulstwa do porządku naprawić a potem pokryć jednym podkładem, jedną farbą w jednym kolorze, odcieniu!
Jak to działa? Gdzie w tym wszystkim jest logika? Czy ma to przyszłość?
Mam nadzieję że tak i za 5, 10 lat będę mógł z dumą spojrzeć na już dość wiekowego potworka w świetnym stanie, uśmiechnąć się i pomyśleć:
WARTO BYŁO!
Weekend minął niesamowicie efektywnie! Jestem normalnie w szoku jak fajnie i bezboleśnie udało się zrobić wiele zaległości. Od banalnych typu porządne wyczyszczenie mieszkania, przez rzeczy które lubię typu porządne umycie auta i wymiana świeć, po zaległe jak przykręcenie półek dla kotów, czy zawieszenie żyrandolu w sypialni. Rach ciach. Był czas się polenić. Pograć. Zrobić zakupy i pozbyć się hasi. No po prostu efektywnie i przyjemnie.
Ale poniedziałek kazał wrócić na ziemię (znowu).
Zacznę od budzika który nagle i znikąd, a co najgorsze nie z mojego pokoju(!) mnie obudził. Właściciel wie że zginie marnie przy najbliższej okazji (rano byłem zbyt rozleniwiony żeby zastosować dezaprobatę słowną, a dopiero co żeby gonić kogoś).
Następnym problemem jest absolutna bieda i brak środków na bieżące wszystko. Jak każdy biedak, postanowiłem za ostatnie pare zł zaszaleć i kupiłem sobie w monopolowym butelkę Ginu Lubuskiego i Tonic. Sącze raz na kilka wieczorów sobie takiego odświeżacza myśląc za co zjem śniadanie na dzień następny. Może ktoś wie gdzie można dorywczo dorobić jakieś pieniądze? Zrobić komuś formata, komputer, naprawić jakiś sprzęt. Z chęcią się tym zajmę.
Innym czynnikiem dołującym jest ilość pierdół które chciał bym zrobić w swoim buczku. W sumie to jest to jedyny powód mojego stanu finansowego. Bo każdy grosz którego nie przejem, nie przepije i nie opłacę nim moich opłat typu mieszkanie, przeznaczam na paliwo lub kolejne taile do auta. Nie jestem w stanie pojąć tego stanu rzeczy, odmawiam sobie normalnych, nowych ciuchów, mebli, gadgetów typu komputer, telefon, imprez, wycieczek. Wszystko pakuje w mojego starego zgnitego buczka.
Zmieniłem też pomysł i plan na odbudowę. Okazało się po dokładniejszym myciu że zima daje coraz bardziej w kość poszyciu, i bąbli jest już kilka w miejscach gdzie wcześniej ich nie widziałem. Co by nie było, przed następną zimą, nawet prowizorycznie, będzie trzeba to wszystko zakonserwować. Będę kolejnym kolesiem w aucie typu:
Będę go robić, work in progres, ciapy w 10 kolorach everywhere!
A potem (daj losie szczęśliwy i siło wewnętrzna żeby spiąć dupę w robocie) szarpnąć się, albo z zebranej gotówki, zrobić jeden wielki re-paint. Czyli wszystkie ubytki, bąbelki i ciulstwa do porządku naprawić a potem pokryć jednym podkładem, jedną farbą w jednym kolorze, odcieniu!
Jak to działa? Gdzie w tym wszystkim jest logika? Czy ma to przyszłość?
Mam nadzieję że tak i za 5, 10 lat będę mógł z dumą spojrzeć na już dość wiekowego potworka w świetnym stanie, uśmiechnąć się i pomyśleć:
WARTO BYŁO!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz