poniedziałek, 31 marca 2014

Wrak-race czyli sport na wymarciu.

http://www.wrak-race.pl/galeria/wrak-race-silesia-x-26-01-2014-fotdawid-lekszycki/#prettyPhoto
Niestety. Taka jest moja opinia. Może nie jest to kwestia roku, czy 5 lat. Ale za 10 lat może jak najbardziej okazać się że zabraknie załóg które będą startować. I wcale nie chodzi o chęci! Bo oto dochodzimy do setna.

To co teraz popularnie nazywane jest wrakiem, najczęściej jest kombinacją pełniwartościowego, sprawnego auta po odjęciu 1, 2 lub 3 cech:
-zgnite nadwozie
-zajechany silnik
-stłuczka nieopłacalna do naprawy.

W ten sposób możemy uzyskać różne kombinacje. Dla przykładu widziałem w zawodach super Corse A, która wyglądała całkiem całkiem, ale jednak właściciel postanowił nią poskakać po szutrze. Więc podejrzewam że ten niebieski dym który wydobywał się pierw z wydechu a potem z pod maski, to oznaka punktu 2: zajechany silnik. Mamy więc zdrowe autko z zajechanym motorkiem.

Było Audi 80 które nie miało 2/3 czegoś co było kiedyś bagażnikiem, a każdy postój lub zwolnienie tempa powodowało przegrzewanie. Więc jest to trup po stłuczce z zajechanym motorem.

Generalnie takich kombinacji było kilka. Ale łączyło je wszystkie 2 cechy.

piątek, 28 marca 2014

Magiczne sztuczki, ignorancja i LPG!

http://www.coolpicturegallery.us/2011/01/funny-women-cars-drivers-photos.html
Moje pierwsze autko - stare trupiszcze - poza koniecznością zaciągnięcia kredytu na kredyt żeby spłacić i utrzymać auto żywe, zmusiło mnie też to nauki jazdy. I nie chodzi tutaj o to żeby płynnie jechać w ruchu a włączając się do niego nie dostać zarzutów o spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym.

Był to stary i kapryśny Escort z TD w nie najlepszej kondycji. Dla niektórych te słowa brzmią jak początek dobrego horroru - bez happy endu. W moim wykonaniu była to w sumie tragikomedia.

Z jednej strony wesoły wątek, czyli młody łepek w (mimo wszystko swoim) aucie, które aż tak dużo nie paliło, a jeśli się zdarzało dużo pić, to wszystkiego co było. Zaczynając od Bio100 przez olej roślinny wymieszany 50/50 z wodą po śledziach w zalewie, po barszczyk. Dopełnieniem był ciekawy wygląd i masa zabawy z nim związana.

Horrorem w tym wszystkim była konstrukcja pierwotna, oraz stan utrzymania konkretnego egzemplarza. Więc nauczyłem się jeździć precyzyjnie tak żeby obniżonym dziadem nie urwać miski, czy pompy wspomagania która była zawieszona całkiem z przodu, niżej od wahaczy. I pruła przez kostkę, piach i krzaki niczym lodołamacz przez krę (i tak musiałem ją zmienić z 3 razy).

Czy wypominałem jak ujowo zostało to auto zaprojektowane? Ale więcej wspomnień opiszę przy innej okazji.

środa, 26 marca 2014

Wzajemne całowanie się po tyłkach

http://demotywatory.pl/62132/Polak-na-wakacjach
Długo nic nie wklejam, bo jakoś tak nie mam czasu a nawet jak się znajdzie czas, to chęci brak bo chcę mieć chwilę dla siebie, na odmóżdżenie.

No i mam ostatnio strasznie ochotę powbijać w ludzi i rzeczy które mnie drażnią. Nie pamiętam pod wpływem czego, ale zanotowałem sobie że muszę zrobić wpis o tym jacy ludzie są płytcy, jak boją się mówić prawdę, ale starają się zawszę być tacy grzeczni i kulturalni.

Do czego nawiązuję, o co mi chodzi?

Pierwszy lepszy przykład: Facebook!

Dla mnie jest to raczej czytnik RSS różnych pierdół. Spam-lista z dowcipnymi obrazkami moimi i znajomych (mam ich poniżej 50! Ola boga!).

Jednak dla niektórych jest to spełnienie ich mokrych snów w których są gwiazdami! Ludźmi kochanymi za samo bycie. Docenianymi za każde pierdnięcie i za każdy kolejny (milionowy) obrazek (każdy przesunięty o 1st.) swojego psa/kotka/dziecka/auta/domu/drzewka/makijażu/motoru.

Ale nie ma nic za darmo. Żeby być gwiazdą trzeba też dać innym to odczuć. Więc mamy tysiąc ludzi. Każdy wrzuca tysiąc bezsensownych fotek w.w. rzeczy. I potem każdy z tego tysiąca, daje lajk na tysiąc fotek pozostałym z tych 999 osób. Oczywiście w między czasie nie może obejść się bez komentarza.

O i ile lajki oblecą, tak komentarze już są straszne. Bo można komuś dać lajka jak np coś wyszło całkiem ok, jak na kogoś. Czyli jeśli jesteś informatykiem, zrośniętym z krzesłem a z palców u stóp nie wyrastają ci paznokcie tylko wtyczki RJ-45 (żebyś jeszcze bardziej mógł nawiązać kontakt ze światem). Następnie powiesisz obrazek za dużym gwoździem, robiąc 6 dziur, odbijając metr kw. tynku i miażdżąc dwa palce u lewej dłoni, ale ostatecznie montując go w okolicy zaplanowanego miejsca (krzywo). To jednak zasługujesz na lajk. Bo udało się coś zrobić beż użycia myszy i klawiatury. Natomiast wpisywanie przesadnych komentarzy o treści bosko, doskonale, będzie z ciebie fachura, powoduje u mnie napady bólu i torsje.

środa, 19 marca 2014

Grzybieję!

Mówi się że faceci nie dorastają tylko rosną a potem się starzeją. Zmienia się rozmiar zarówno ich jak i zabawek którymi się bawią. Podobno piersi to też tylko wynalazek dla dzieci, i pewnie dlatego tak bardzo ciągnie do nich facetów.

A jednak mam wrażenie że ostatnio coraz bardziej dorastam i coraz bardziej mi to zaczyna przeszkadzać. Widzę więcej rzeczy. Więcej rzeczy też wymagam w kontaktach, i coraz mniej niepasujących rzeczy toleruje.

Z natury nie jestem marudą, malkontentem. Kiedy coś się nie układa to nie powoduje to mojego wielkiego stęku. Przecież to ludzka rzecz, się pomylić/zapomnieć coś. Sam wiem ile razy zawiodłem bo coś zapomniałem, obiecałem i tego nie zrobiłem, itp.

Ale ostatnio zaczyna mi się to zmieniać.

poniedziałek, 17 marca 2014

Biuro i ludzie w nim pracujący.

http://demotywatory.pl/4307654/Wszyscy-jestesmy-tacy-podobni
Biuro w którym robię swoje (potencjalnie) nudne zajęcia jest całkiem fajnym miejscem. Zarówno pokój w którym bezpośrednio siedzę, wraz z współpracującymi. Jak i cała reszta budynku, i większa część ekipy.

No właśnie. Większa. Bo zdarzają się buraki i cebulaki, którzy mają na sumieniu (ale chyba niekoniecznie ich to boli) przewinienia większe i mniejsze.

Co takim przewinieniem jest w mojej opinii? Wiele detali np nieumiejętność podniesienia deski w męskiej toalecie (co oczywiście kończy się kropkami na caaaałej jej powierzchni). Ja wiem że w domu każdy może sobie robić co chce, nawet sikać do zlewu w kuchni a potem myć go Domestosem, na zmianę z talerzami. Ale w miejscu publicznym i zadbanym przez całokształt załogi, wypadało by się dopasować do panującego trendu nie wydalania się na sprzęt użytku publicznego.

piątek, 14 marca 2014

Specjalista specjaliście nierówny.

http://memytutaj.pl/meme/dsaako
Idzie wiosna. Kwartalna premia. Czas lansu.

Idealny moment żeby wszystkie zarobki przepuścić na różne pierdoły w aucie. Priorytetem na temat którego się rozpowiadam, o którym marzę, którego nie potrafię się doczekać, jest konkretny remont blacharski progów i okolic.

Bo o ile reszta auta nie wygląda aż tak strasznie bardzo. Tak strasznie bardzo wygląda dól, niczym ulepiony z papier-mâché o kolorze czarno-rudym. Kiedy jeszcze pracowałem jako handlowiec odwiedzałem naprawdę wiele firm na temat których wyrobiłem sobie zdanie takie czy inne. Chyba w moich okolicach nie ma firmy w której przynajmniej raz nie byłem z ofertą, lub sami się do mnie nie zgłosili. Jednym z nich była stosunkowo mało znana ale bardzo profesjonalna firma zajmująca się serwisem pewnej marki (nie ASO) oraz bardzo drobiazgowymi i konkretnymi remontami blacharskimi.

czwartek, 13 marca 2014

Motoryzacja i jej miejsce (przypadkowe?) w moim życiu.

http://www.redlinegaragegear.com/extreme-garage-makeover-epic-garage-organization-failure-cleaned-up/
Zazdrość mnie zjada. Tak trochę ale w sumie jak nigdy. Zazdroszczę garażu w promieniu takim żeby można było do niego dojść spacerkiem, i w miejscówce takiej żebym nie bał się tam zostawić rozgrzebanego (lub nie) wozu.

Całe życie mieszkam w bloku. Nigdy nie miałem możliwości nawet umycia auta pod blokiem, żeby go doczyścić do porządku, a jednocześnie nie narażać dupy na lepe ze strony praworządnych i  bohaterskich strażaków miejskich (przepraszam Strażaków, tych prawdziwych - spoko służba!).

wtorek, 11 marca 2014

Muzyka w aucie, a własciwie jej brak.

http://www.kroliczekdoswiadczalny.pl/2014/02/radio-suplement-czyli-przeciekajace.html
Kiedy jeździłem jako kierowca (ależ to poważnie brzmi) i miałem swojego busa do rozwożenia różnych gratów po różnych częściach kraju, spędzałem całe dnie na słuchaniu muzyki.

Najpierw było to klasyczne spamowe radio, czyli RMF. Potem ZET (uwielbiałem dzwonienie do Pani/Pana w bardzo wyjątkowej nietypowej sprawie). Ostatecznie zatrzymałem się na lata, na AntyRadiu. Uważałem tą stację za taką która grała (dalej gra, tylko w kuchni) najbardziej wartościową muzykę, nie leciało to w pętli po 6h, spikerzy mieli podejście, program był ciekawy a reklamy nie były o upławach i sraczce. Spędzałem z AntyRadiem dziennie - średnio licząc - 8h (od 6 do 12 i lepiej), czasem ciszej, czasem (dzięki fajnemu audio w Traficu) całkiem głośno.

Jednak kiedy przesiadałem się do mojego prywatnego auta, potrafiłem nie włączać radia wcale. Nie leciały płyty, nic po FM. Po prostu cisza. Ale zawsze, nawet zimą musiałem mieć uchylone okno.

Przynajmniej centymetr!

Muzyką dla mnie na co dzień w moich autkach jest silnik, wydech! W Escorcie z Turbo Grzechotnikiem na początku wcale nie było to oczywiste. Wtedy nawet faktycznie słuchałem radia zanim mi je buchneli a ja przeprowadziłem pewne modyfikacje.

Z czasem do Trupa (jakie to pieszczotliwe...) zawitały takie patenty jak rura, rozmiar 2,25" (zwana wydechem przelotowym), stożek nałożony bezpośrednio na wlot turbiny, większe wtryski, inne dawki paliwa, regulacje boostera, itp., itd.

Całość skończyła się naprawdę przyjemnym graniem i buczeniem na wolnych obrotach, gwizdem na wysokich i czarną chmurą wydobywającą się z rury w roli wydechu, w całym zakresie obrotów podczas gdy ja znikałem z całkiem zacną prędkością.

Byłem w niebo wzięty. Każdy postój to była czysta frajda, muśnięcie gazu powodowało charakterystyczne dźwięki wydobywające się z leniwego turbo, a depnięcie zastawiało gęstą zasłonę dymną wytwarzaną z frytury, oleju roślinnego i Bio komponentów ze stacji Bliskiej.

W busie musiało coś grać bo zwyczajnie dostawałem do głowy! Nie było tego czegoś co mnie zajmowało i sprawiało że jazda odbywała się przyjemnie. Dźwięk klekotu 4 garów, znacznie wyciszonych i wytłumionych to nic innego jak szum, taki sam jak ten powodowany przez pęd powietrza i lusterka.

Teraz kiedy przesiadłem się na wi ejt, jest podobnie. Radio włączyłem może z 3 razy, zazwyczaj dla potrzeb gości którzy nie przepadają za ciszą i "hałasem" silnika. Powoduje to niemałe zdziwienie wśród przewożonych. Może jestem dziwny że nie lubię słuchać po raz miliardowy Tiny Turner, Wham, "najświeższych hitów" i reklam leków na wzdęcia czy problemy 50-letnich byków.

Na szczęście to ja zasiadam za sterownik i inni głosu w moim wozie nie mają! :)

niedziela, 9 marca 2014

Wycieczka po Polsce

www.targeo.pl
Tak sobie myślałem o tym co pisałem ostatnio o wyciecze po Polsce. Kurcze, piękna sprawa! I już wiem że mam ambitny plan taki trip sobie zrobić. Może nie w te wakacje, ale bardzo bym chciał się wybrać w taką wyprawę w roku przyszłym.

Od czego bym zaczął?

Przejechał bym sobie tak o, po prostu przez Zakopane. Na miejscu można po prostu cieszyć oczy piękną drogą. Lub urządzić sobie wyprawę w góry. Ale to wszystko już widziałem. W międzyczasie podjazd pod granicę Słowacką (fotka) i park gdzie zaczyna się szlak na Morskie OKO. Najbardziej interesowało by mnie jezioro Czorsztyńskie, i nocleg w okolicy. To by był dzień pierwszy.

Dzień drugi to wyprawa nad Solinę. Jezioro jest piękne, można sobie odpocząć w ciszy i spokoju. Po drodze jest Krosno z ładnym rynkiem.

Po pięknym noclegu następny cel to fotka pod Ukraińską granicą! Po przejechaniu przez np Browar w Leżajsku (same piwko mi nie leży ale browar z chęcią bym odwiedził) czekał by Sandomierz gdzie można odwiedzić miejscówki (podobno bardzo malownicze) znane z planu Ojca Mateusza. Po drodze trzeba by przejechać się przez Rzeszów żeby powiedzieć byłem, tak dla zasady. Może uda się odwiedzić zakład w Stalowej Woli?

Dzień czwarty - Cel to dojechać do Lublina i zwiedzić okolice, tor (w właściwie miejsce gdzie kiedyś był :( ), Łęczną i inne okoliczne miejscowości jeśli cokolwiek tam jest.

Potem czas na czystą drogę, w części Polski gdzie psy szczekają dupami (tak głoszą legendy), asfalt się kończy a wrony zawracają. Po prostu chcę pooglądać pola, przejechać się malowniczymi drogami powiatowymi w kierunku na Hajnówkę. W Brześciu można strzelić fotkę pod Ukraińską granicą (mam nadzieję że nic strasznego do tego czasu się nie stanie), tak do kolekcji. Nocleg nad zalewem (może uda się bezpiecznie przespać).

W drodze do Suwałk, naszego Polskiego bieguna zimna, można zobaczyć piękne widoki i okolice gdzie kręcone były filmy Jacka Bromskiego U Pana Boga za piecem, U Pana Boga w ogródku oraz U Pana Boga za miedzą. Będzie też okazja obejrzeć efekt wielkiej awantury o obwodnicę Augustowa.

Piękne mazury. Zacznę i tak od fotki pod Litwińską granicą. Chwilę później kolejną pod wysepką Mother Russia. Potem trzeba by jechać zobaczyć co takiego pięknego jest w Mikołajkach, Mrągowie i okolicy. Gdyby był czas, można nawet zostać na 2 dni. Po odpoczywać sobie nad jeziorami.

Potem chciał bym zobaczyć najbardziej wysunięty Polski koniec na mierzei Wiślanej, pod granicą z obwodem Kaliningradzkim (znowu). Jak będzie coś fajnego to się zobaczy czy będzie czas i chęci na zwiedzanie i odpoczywanie, czy pojedzie się dalej.

Następny cel to Trójmiasto. Co będzie do obejrzenia jest kwestią do ustalenia. Ja akurat znam Kaszuby i Trójmiasto jako tako, bo bywałem tam nie raz. Akurat jest co zwiedzać więc można cały dzień się włóczyć a nie siedzieć na fotelu.

Teraz do mnie dochodzi że ciężko będzie dziennie robić tylko 200-300km :) Dla mnie to nie problem nadganiać, zobaczymy co na to powie współpodróżny.

Ale walimy dalej! :)

Przyśpieszamy i wzdłuż wybrzeża jedziemy do Świnoujścia.

Potem chcę przejechać się przez Szczecin (będzie to miejsce gdzie można pstryknąć fotę pod gebelsową granicą), ale i następnie zobaczyć muzeum browaru w Poznaniu! Nigdy nie miałem okazji się wybrać, bo droga mimo wszystko jest daleka, więc jest to punkt obowiązkowy!

W Kłodzku i okolicach jest kilka ciekawych rzeczy. Gdyby był czas można się wybrać na Śnieżkę ale jest to mało realne po tak intensywnych wczasach. Sam szczyt nie jest aż tak daleko żeby nie pojechać przy inne okazji.

Potem powrót przez Nysę gdzie jest śliczny rynek. I jesteśmy znowu w domciu w GOP.

  1. Zakopane - 240km - 1 dzień
  2. Solina - 240km - 2 dzień
  3. Sandomierz - 260km - 3 dzień.
  4. Lublin - 290km - 4 dzień.
  5. Hajnówka - 330km - 5 dzień
  6. Suwałki - 300km - 6 dzień
  7. Mazury - 240km - dni 7-8
  8. Krynica Morska - 260km - dzień 9
  9. Trójmiasto - 100km - dzień 10
  10. Świnoujście - 350km - dzień 11
  11. Poznań - 350km - dzień 12
  12. Kłodzko - 260km - dzień 13
  13. GOP - 220km - dzień 14
Wszystko jest generalnie na ścisk. Początek trasy jest bardzo leniwy i 200km dziennie to bardzo spacerowe tempo. Do zrobienia jest po podsumowaniu: 3500km na bank (bo tak wychodzi z przybliżonego podliczenia powyższych wycinków). Myślę że z objazdami po mieścinach, obwodnicach, lasach i łąkach, można spokojnie doliczyć do 4000 km.

Licząc sam koszt paliwa przy realnym spalaniu 16l po aktualnej cenie 2,8 trzeba wysupłać około 1800PLN. Myślę że po doliczeniu jedzenia, opłat za noclegi i inne wydatki "wakacyjne" (80zł dziennie - 40 na osobę), można przyjąć spokojnie że 3000 PLN to minimum żeby w miarę bez stresu wybrać się w taką podróż.

Jest to całkiem niezła sumka. I pewnie nie jeden wolał by pojechać na wycieczkę do Egiptu czy innego ciepłego grajdołka. Ale to nie dla mnie. Lubię po prostu jechać swoim wozidłem, oglądać miasta nocą, widoki za dnia, pokonywać kolejne kilometry wg własnego uznania.

Plan jest oczywiście ogólny, do dopasowania i gdyby ktoś znał ciekawe miejsca które są w okolicy planowanego przejazdy, można podjechać, zobaczyć. Za takie rady będę bardzo wdzięczny.

Miłego początku kolejnego tygodnia!

piątek, 7 marca 2014

Droga, jej typy i ludzie którzy ją wybierają.

http://www.conked.co.uk/blog/19-greatest-driving-roads
Kiedyś znajomi wybrali się w trójkę motorami na turystyczną wycieczkę do Francji. Po powrocie opowiadali jak im minęła droga, którędy jechali, co się działo i inne anegdoty. Słuchał tego w towarzystwie miedzy innymi kolega który jest zawodowym kierowcą i jeździ bardzo dużo po europie zestawem.

Kiedy usłyszał że praktycznie całą drogę przez Niemcy i dużą część we Francji przejechali autostradami, stwierdził że są porąbani. I przyznaje mu rację!

Ja wiem że czasem człowiekowi się śpieszy. Wtedy faktycznie najszybszą i najefektywniejszą formą drogi jest wpakowanie się na autostradę, zajechanie np do Wrocławia godzinkę i kilka minut.

Ale jeśli jadę na urlop, w celu wypoczynkowym, motocyklem, to przecież nie po to żeby walić na przestrzał, mijając wszystko co ciekawe!
Nie jestem w stanie wyobrazić sobie co chłopaki mieli w głowie kiedy stali przed dylematem:

Hmm. Jedziemy do Paryża. Mamy tydzień/dwa/trzy wolnego. Jechać fajnymi landówkami, gdzie TIRów nie wpuszczają przepisy (prawie), nie ma ruchu bo wszystko wali banami, widoki są boskie a asfalt gładki?
Czy jednak wbijemy się na banę i będziemy przez 400km jechać szeroką wstęgą asfaltu w ciągłym skupieniu, aż mózg się zlasuje z nudów i zmęczenia?

Rozumiem że nie każdy lubi jeździć, dla niektórych jest to tylko sposób przemieszczania się, konieczność. Ale tacy ludzie nie kupują motocykla żeby zrobić sobie krajoznawczą wycieczkę po Europie!

Mojemu Ojcu znudziło się jeżdżenie. Kiedy jedzie nad Solinę, wali A4 ile się tylko da i potem przepycha się już z konieczności tymi pięknymi i malowniczymi serpentynami. Dla mnie to wtedy właśnie zaczyna się najfajniejszy kawałek drogi.

Jestem uzależniony od podróżowania. I nie chodzi mi o konieczność dziennego dojeżdżania do pracy po 25km w każdą stronę. Zwyczajnie, muszę raz na jakiś czas (kilka tygodni, raz na miesiąc czy dwa) wybrać się w jakaś wycieczkę, trasę w byle jakim celu, w byle jakim kierunku. Najlepiej tam gdzie nie ma autostrad a ja wcześniej się nie zapuściłem.

To jest mój sposób na ładowanie baterii. Wybrać się z pracy na wyjazd służbowy do Lublina. Odebrać ojca z imprezy w Limanowej. Zamiast czekać na kuriera, osobiście zrobić sobie trip do Opola po procesor. Najlepiej drogą wcześniej nieznaną, nie przejechaną.

Staje się to coraz trudniejsze, zważywszy na fakt że przez kilka lat busem (jako kierowca w firmie) objechałem całkiem fajny kawałek Polski. Z rodziną od zawsze jeździmy na Kaszuby i pomorze, a za innymi sprawami objechałem całą resztę rejonów Polski.

Na szczęście ciągle wszystkich kątów Polski nie zwiedziłem! A moim przyziemnym planem jest zrobić trip buczkiem (zamienionym w kampera) po wszystkich granicach Polski i kawałku wybrzeża!

Moja wycieczka (można przyjąć że i tak będę pod każdą granicą więc kilometrów będzie trochę więcej).

Google oczywiście dało dupy i nie wkleiło Supraśla, Królowego Mostu, Mikołajek i innych ciekawych miejscówek.

Jak ja zazdroszczę prowadzącym w Top Gear. Wyprawy na biegun północny, w poprzek kawałka Afryki, przez stany, Indie, Tajwan i inne przejazdy po Europie!  Jak dorobię się milionów to...
to opiszę to w innym poście co bym zrobił.

Trzymajta się przez weekend.

środa, 5 marca 2014

AMD, AMD, co z Ciebie wyrośnie?

http://www.hardwareinsight.com/intel-vs-amd/
Martwię się już od jakiegoś czasu! Obrazek z lewej jest niestety tylko marzeniem wielu fanów (moim kiedyś).

Zawsze jakoś bardziej byłem za AMD, ich pomysłem (a może braku) na marketing, ich produktami, pomysłowością. W końcu jako pierwsi nie gadali ale zaimplementowali natywna obsługę instrukcji 64bitowych w swoich procesorach (już ponad dekadę temu!), dodatkowo bardzo zmotywowali Intela do wprowadzenia dwóch rdzeni na rynek desktopowych CPU. Intel chciał być szybszy więc zamiast wyprodukować CPU zaprojektowane jako 2-rdzeniowe, w pełni dwu wątkowe, jako jeden kawałek krzemu, po prostu upchał pod jednym IHS dwa Prescott'y które gadały między sobą przez FSB.

Zamiast ściemniać i oferować puste GHz, oferowane procki posiadały realną moc do wykorzystania na co dzień a nie tylko w kilku zastosowaniach gdzie długi potok i gigantyczne taktowanie faktycznie pomagały (najlepiej w aplikacjach optymalizowanych pod Intel'a).

Generalnie za czasów NetBurst, AMD mimo przewagi zarówno pod względem wydajności jak i energochłonności, jakoś nie potrafiło się przebić. Dopiero po latach okazało się jakimi szantażami i łapówkami Intel sobie kreował rynek. To była dla zielonych szansa, którą skutecznie zablokowano.

Potem po latach wszystko znowu się obróciło o 180st. Intel cofnął się i zaczerpnął ze starego PIII sporo dobrych rzeczy i stworzył serie Core i Core 2. Potem już tylko powoli, skutecznie, wg filozofii tick-tock wprowadzał kolejne ulepszenia i niższe procesy technologiczne. Konkurencja nie spała i starała się jak tylko mogła. Jednak w roku 2009 osiągnęli szczyt (IMHO) swoich możliwości przez wprowadzenie serii Phenom II i jej kolejnych procków. Wtedy faktycznie walka była jako taka wyrównana. Phenomy były może mniej wydajne (o pare procent), troszkę cieplejsze, ale nadrabiały ceną, i schodziły całkiem dobrze aż do roku 2011 (a potem w sumie, jeszcze lepiej!).

Znacznie wcześniej kiedy myślano o następcy, ktoś najwyraźniej stwierdził że tak być nie może! Coś trzeba spartolić! I wprowadzono z czasem szumnie zapowiadaną architekturę modułową czyli hybrydę filozofii Intela i jego Hyper-Threading z klasyczną konstrukcją niezależnych CPU na jednej płytce. Była to masakra na marzeniach wielu ludzi pod nazwą "architektura modułowa", że AMD wyskoczy z czymś nowym i konkurencyjnym, bijąc po dupie niebieskich.

Procesor był wolny, gorący, drogi i wcale nie lepszy od poprzedników.

I co dalej? Mija ładnych kilka lat a tam dalej nic!
Kupiłem jakiś czas temu ostatni sensowny produkt AMD, czyli Phenom'a II X4 965BE, podkręciłem go do 4,2GHz i tak trwam. Myślałem że wedle zapowiedzi, na postawkę AM3+ faktycznie w końcu wyjdzie jakas poprawiona wersja nowej serii FX'ów.

Jaki ja byłem naiwny...

jest rok 2014 i jedyna rzeczą jaką dostałem jest info o nowym, być może godnym następcy (po 5 latach! EON w dziedzinie elektroniki) Phenoma II, ale AMD nie śpieszy się z wprowadzeniem samodzielnego procka dla nowej/starej podstawki. Więc raczej nie zapowiada się żebym zapłacił za coś nawet kapkę szybszego, pobierającego odrobinę mniej energii, bo zwyczajnie takiego produktu AMD nie zaoferuje

Wszyscy posiadacze "przyszłościowego" AM3+ zostaną z odgrzewanymi kotletami.

W międzyczasie wyszedł inny hit, a nazwą jego mikro zacięcia. Nie chcę się rozpisywać co i jak. Polecam artykuł z PCLab.pl. Generalnie się okazało to co wszyscy podejrzewali, ale nikt nie był w stanie udowodnić. Co napewno też im nie pomorze.

Qui Vadis AMD?

wtorek, 4 marca 2014

Kartofle

http://parts.worldtuningfans.com/tansy-love-pink-alloy-wheels-for-beetle-mini-corsa-golf-983-p.asp
Zeszłego roku buczek wymagał wielu zmian. Znacznie więcej niż teraz, i raczej były to sprawy niezbędne, niż coś dla efektu wow, czy połechtania własnego ego (dźwięk wydechu <3 x1000000).

Jedną z nich był układ kierowniczy wraz z zawieszeniem przednim. Kierownica po prostu przy pewnym zakresie obrotów wpadła w wibracje. Trzęsawica somalijska!

Albo jedziesz wolniej, albo szybciej! Inaczej plomby ci wytelepie!

Byłem święcie przekonany że po wymianie kilku gum na poliuretany wszystko będzie Git -majonzez, kurwa!

Równolegle oddałem felgi do odświeżenia. Odebrałem je jeszcze wtedy służbowym autkiem za służbowe paliwo. Zamontowałem:
Pięęęęęęknie!

Potem dopadłem wreszcie odpowiednie poliuretany (po 2 wymianach na te o odpowiedniej średnicy...) i zamontowałem. Wtedy doznałem szoku. Bo najprawdopodobniej przednie koła jednak wymagają korekty na maszynie. Telepanie nie ustało. Było znacznie mniejsze jednak dalej w pełni wyczuwalne.

Na szczęście wtedy miałem służbowe auto, a moim wi ejt robiłem raczej lokalne objazdy po mieście przy prędkościach 4 biegu (takich miejskich, nie odcinkowych do 180...), więc nie wchodziłem w zakres telepania.

Świadom babołu, jednak biedny, nie oddawałem kół do regeneracji, tylko szybko założyłem zimowe paskudy i jeżdżę na nich do teraz.

Bo dziś byłem w sprawie wyceny regeneracji mojego pięknego zestawu Motor Sport na rancie.
Myślałem że tylko przednie koła będą troszkę do poprawy, tak że nawet nie ma mowy o konieczności zmiany lakieru.

Kiedy spec założył koło na wyważarkę i zakręcił, oczom mym ukazał się kształt w podobie do ziemniaka, nabitego na maszynę do wyważania kół...
Po prostu oczom nie wierzyłem jakie kartofle mam odziane w oponki, zamiast felg...

Poprzedni właściciel chyba używał bety do rozbrajania pól minowych, gołymi obręczami, bez opon.
Albo użyczał ich lokalnemu kowalowi kiedy jego kowadło szło na regenerację.

Oczywiście nie tylko przednie ale i tylne nadawały się do zrobienia (choć w znacznie mniejszym stopniu). Nie zostało nic tylko dogadać się co do ceny za pełną regenerację, zostawić i odjechać.

Dobrą stroną tego wszystkiego będą piękne i idealnie okrągłe koła, po regeneracji w zaufanym warsztacie, w kolorze naprawdę takim, jaki mi się wymarzył. Ciemna, ocynkowana stal, matowe spatynowane aluminium (jak ze słupków drogowych). Taką mam nadzieję!

Żegnam się, idąc do nie-do-końca lekarza, gdzie czeka stół i klient na nerkę.

Pozdrawiam.

poniedziałek, 3 marca 2014

Udany weekend

http://humor.pl/demotywatory/7482-swiateczne_porzadki
Połowa ostatniego postu uległa przeterminowaniu. Kubeł zimnej wody wylany na łeb skutecznie przywraca realistyczny tok myślenia. Ale o tym to kiedy indziej.

Weekend minął niesamowicie efektywnie! Jestem normalnie w szoku jak fajnie i bezboleśnie udało się zrobić wiele zaległości. Od banalnych typu porządne wyczyszczenie mieszkania, przez rzeczy które lubię typu porządne umycie auta i wymiana świeć, po zaległe jak przykręcenie półek dla kotów, czy zawieszenie żyrandolu w sypialni. Rach ciach. Był czas się polenić. Pograć. Zrobić zakupy i pozbyć się hasi. No po prostu efektywnie i przyjemnie.

Ale poniedziałek kazał wrócić na ziemię (znowu).

Zacznę od budzika który nagle i znikąd, a co najgorsze nie z mojego pokoju(!) mnie obudził. Właściciel wie że zginie marnie przy najbliższej okazji (rano byłem zbyt rozleniwiony żeby zastosować dezaprobatę słowną, a dopiero co żeby gonić kogoś).

Następnym problemem jest absolutna bieda i brak środków na bieżące wszystko. Jak każdy biedak, postanowiłem za ostatnie pare zł zaszaleć i kupiłem sobie w monopolowym butelkę Ginu Lubuskiego i Tonic. Sącze raz na kilka wieczorów sobie takiego odświeżacza myśląc za co zjem śniadanie na dzień następny. Może ktoś wie gdzie można dorywczo dorobić jakieś pieniądze? Zrobić komuś formata, komputer, naprawić jakiś sprzęt. Z chęcią się tym zajmę.

Innym czynnikiem dołującym jest ilość pierdół które chciał bym zrobić w swoim buczku. W sumie to jest to jedyny powód mojego stanu finansowego. Bo każdy grosz którego nie przejem, nie przepije i nie opłacę nim moich opłat typu mieszkanie, przeznaczam na paliwo lub  kolejne taile do auta. Nie jestem w stanie pojąć tego stanu rzeczy, odmawiam sobie normalnych, nowych ciuchów, mebli, gadgetów typu komputer, telefon, imprez, wycieczek. Wszystko pakuje w mojego starego zgnitego buczka.

Zmieniłem też pomysł i plan na odbudowę. Okazało się po dokładniejszym myciu że zima daje coraz bardziej w kość poszyciu, i bąbli jest już kilka w miejscach gdzie wcześniej ich nie widziałem. Co by nie było, przed następną zimą, nawet prowizorycznie, będzie trzeba to wszystko zakonserwować. Będę kolejnym kolesiem w aucie typu:

Będę go robić, work in progres, ciapy w 10 kolorach everywhere!

A potem (daj losie szczęśliwy i siło wewnętrzna żeby spiąć dupę w robocie) szarpnąć się, albo z zebranej gotówki, zrobić jeden wielki re-paint. Czyli wszystkie ubytki, bąbelki i ciulstwa do porządku naprawić a potem pokryć jednym podkładem, jedną farbą w jednym kolorze, odcieniu!


Jak to działa? Gdzie w tym wszystkim jest logika? Czy ma to przyszłość?

Mam nadzieję że tak i za 5, 10 lat będę mógł z dumą spojrzeć na już dość wiekowego potworka w świetnym stanie, uśmiechnąć się i pomyśleć:

WARTO BYŁO!