piątek, 28 lutego 2014

Siaki nijaki piątek.

http://www.obrazki.jeja.pl/10794,depresja.htmlChciałem napisać smutny post.

Bo w sumie ostatnio jakoś tak niby dobrze się czuje, nie jestem chory, nie mam powodu do smutku. Bywają drobne przyjemności. Ale mimo tego wszystkiego czegoś brakuje. Jakoś tak bywam melancholijny. A naprawdę z rzadka miewałem takie humory. Zawsze uważałem się raczej za człowieka skałę, traktora, którego nie sposób zmusić do łez. A jednak ostatnio miewam takie napady nie tyle czułości co większej wrażliwości. No po prostu poczułem się jak kobieta w ciąży. W jednej chwili siedzisz, pracujesz w Excelu, serwisujesz urządzenia, dowcipkujesz z kolegami. Chwilę później poleci coś w radiu albo z playlisty i najchętniej bym się w kogoś przytulił i uwalił pod pościelą...
O! To będzie to! Czuje się ostatnio samotny.
Bo to jest tak że jak się jest samemu i się dobrze bawi, tak po prostu, nie myśli się o tym. Nie ma się tej chwilowej świadomości, potrzeby bliższego kontaktu z kimś. Tak się złożyło że jakiś czas temu poznałem pewną osobę, z którą niesamowicie dobrze mi się rozmawia. No po prostu jestem zauroczony! I to jest problem. Z jednej strony dalej jestem sam, nie spotykam się z nikim. Mam czas tylko dla siebie, wg swojego uznania. Z drugiej strony te rozmowy uruchomiły we mnie konieczność kontaktu z kimś na poziomie wyższym niż oglądanie serialu/filmu i picie wspólnie drinków/piwka/wódzi.
I dlatego bywam ostatnio taki "nie w sosie". Mam ochotę do kogoś zajechać, przytulić się. A nie mam gdzie. Wtedy się zorientowałem że bycie samemu to nie jest coś dla mnie.

Ale, to było dawno temu i nie prawda.
W między czasie zdążyłem napić się gorzkiej kawki, chwycić roboty która wraz z raportami zwaliła się jak lawina. No i jeszcze rozmowa z kierownikiem o kolejnych klientach (i ich urządzeniach) do przejęcia pod swoje opiekuńcze skrzydła...
Wszystko jak ręką odjął. Cała depresja poszła w cholerę i ciężko nawet było mi ten post napisać, tak żeby był w klimacie tego jak się czasem czuje.
Teraz mogę słuchać Somone like You, Iris czy Aicha bez strachu przed nadejściem smutku niczym po widoku swojego pierwszego auta które jedzie do pokrojenia na żyletki.

W ten sposób doszedłem do konkluzji: Jeśli masz a dużo wolnego czasu (lub zwyczajnie tego chcesz) to się niepotrzebnie zamartwiasz!

Umysł zajęty czymś innym nie jest smutny (aż tak). Jakiś czas temu (jeny... ile lat wstecz) miałem sytuacje, kiedy był powód do smutku. Na szczęście miałem wtedy blisko przyjaciół dzięki którym skutecznie zajmowałem każdą wolną chwilę i nie było kiedy się rozczulać i płakać nad losem.
Dlatego trochę nie rozumiem kiedy ludzie potrafią całymi miesiącami rozpamiętywać co się stało, jak to będzie, dlaczego coś się tak ułożyło. Szukają przyczyn zamiast nauczyć się na przyszłość i nie popełniać tych samych błędów po raz drugi. I nie jest tak że nie miałem powodu do takich rozmyśleń. Po prostu to nic nie wnosi, jest niczym tylko uprzykrzaniem sobie, swojego własnego życia i wolnego czasu. Może jednak jestem nieczuły?

Się zobaczy! Niezbadane jest co nam przyniesie los i co sami sobie zmajstrujemy! ;]

wtorek, 25 lutego 2014

Dupa zbita... Ryba.

http://www.fotosik.pl/showFullSize.php?id=2f12284236d10521
Tyle mam do powiedzenia po sobotniej wizycie na hamowni. Coś nie bangla, a jakoś nie widać oznak co to może być, poza tym że delikatnie nierówno chodzi kiedy jest zimny i się przełączy szybko na LPG. Więc na wymianę polecą w pierwszej kolejności świece (bo wymieniane były jeszcze nie za mojej kadencji...).

Nowy wydech daje radę! Cieszę się jak dziecko z każdej przejażdżki. Nie jest za głośny (w środku) a bez deptania jest nawet niespecjalnie słyszalny. Natomiast z tyłu robi doskonałe larmo. Nie buczy, nie piszczy/gwiżdże/pierdzi, tylko daje taki klank jak się należy. Aż żałuję że nie mogę go sobie posłuchać jak ktoś inny nim jeździ.

Dostrzegłem że kiedy tylko na dworze zrobiło się ciepło a ja byłem na spacerze (po zostawiony samochód żeby nie jeździć po pijaku) wbrew temu co się pisze, stęka, całkiem dużo dzieci bawi się na placach zabaw w taką sobotę i niedzielę. Fakt że średnia wieku jest niska, gdzieś do max 12 lat. Zapewne roczniki starsze już nie znają naturalnego światła słonecznego a dupa wrosła w materiał którym są obszyte fotele przy biurkach z kompami. Tyle dobrego że w przeciągu kilku ostatnich lat rozpowszechnił się Kinect i Move które poza strzelaniem np w KillZone świetnie sprawują się jako nagroda i narzędzie zdrowej rozrywki dla dzieci, dając rodzicom chwile wytchnienia a dzieciakom ruchu.

Chcę już marcową wypłatę! Za te wszystkie dyżury mam nadzieje dostać taką premię żeby wreszcie pospłacać zaległości i mieć coś na boku na gorsze miesiące, kiedy będzie potrzebna awaryjna gotówka... I jeszcze zostanie mi na cel-marzenie, czyli przynajmniej częściową poprawę wyglądu wozu.

A dziś czuje się jak ścierwo. Wczoraj dałem sobie fest po łapach. Myślałem że dostanę zawału. A ponieważ ćwiczenia zaczęliśmy późno, późno się też skończyły i jeszcze później się położyłem spać. A tu o 6 trzeba wstawać... Dodatkowo kilka zaległości ciągnie się za mną, jak smród z gaci. Przynajmniej mam BR recordera i zamiast wypalać 10 płyt, wypalam 1 DualLayera BD (50GB) i nie żongluje tymi płytami niczym cyrkowiec.

Z rzeczy pozytywnych (tak na koniec) mogę powiedzieć że będę uczęszczał na kursy języka rosyjskiego, sponsorowane przez zakład. Wiem że to wiąże się z dodatkowymi klientami i obowiązkami. Jednak z drugiej strony:
  • kurs w grupie 3 osób
  • przywiązanie firmy do mnie jako jednego z 3 inżynierów którzy są w stanie się z nimi sprawnie porozumieć (w przyszłości, mam nadzieję)
  • wschodni język dla inżyniera logistyki (zawód wyszkolony) to świetny atut i as w rękawie na przyszłość
  • wszystko za darmo, fundowane przez zakład pracy, bez dojazdów bo w miejscu pracy.
Jak nie korzystać z takiej okazji! Więc będę gadać po Rosyjsku,

Byle do końca dnia! :)

piątek, 21 lutego 2014

ASO BMW

Znalazłem przy okazji dekodowania nr katalogowych stronę http://www.bmwstore.pl gdzie znajdzie się wszystko do wszystkich beemek. Wszystko w sumie pięknie jest rozłożone, są opisy, rzuty, zestawy. Całość wygląda naprawdę profesjonalnie. I jeśli stany są takie jak podaje producent, i faktycznie to wszystko przychodzi w takim terminie jaki jest podany to jestem pełen szacunku. Gdyby nie jedno duże ALE.

CENY wprawiają w osłupienie. I pomijam tu klasyczne naciąganie w stylu:
koszty produkcji pomnóż przez 3, a jeśli dalej wychodzi cyfra mniejsza niż 3 lub 4 cyfrowa, podciągnij.
Tak się złożyło że mam cennik części z wyprzedaży z ASO. I kiedy widzę że wtryskiwacz o nr 13532244401 jest dostępny w BMW store za ~470zł, myślę sobie:
Spoko! U mnie ciągle są oryginały, po ponad 20latach.
Ale potem patrze w cennik wyprzedaży gdzie widzę że ten sam element, sprzedany z BMW do handlarza, po doliczeniu jego marży kosztuje już 280zł, czuje się dymany. Bardzo!

Ja wiem że pierwszy montaż. Że to są dobre taile. Ale żeby aż tak zdzierać! Ech..

I tutaj zaczyna się zabawa, bo chciałem zobaczyć ile by kosztowała odbudowa mojego buczka wg cennika z ASO! Licząc tylko kilka elementów, bardzo niedokładnie, bez montażu, czasami jeden z dwóch (ramki, kratki, ozdoby, listwy) musiał bym się wykosztować na bagatela ponad 15 000 zł!

Oni chyba liczą cenę detaliczną wozu i dzielą przez elementy na które się składa. Gdyby w cenę wchodził montaż całego zespołu, może miało by to sens, ale kiedy kupujesz element i sam sobie go lakierujesz, montujesz, transportujesz, jest to po prostu nienormalne... Ale co zrobić. Uroki posiadania auta, i chęci kupowania w ASO...

     1 776,92 zł
     1 690,38 zł
     1 690,38 zł
     2 157,84 zł
        121,51 zł
     1 265,47 zł
     1 186,01 zł
     1 872,27 zł
           95,25 zł
     2 295,31 zł
        129,38 zł
        410,74 zł
        128,96 zł
        182,90 zł
        291,03 zł
 142,56 zł   

   15 294,35 zł 

Wniosek jest krótki i niektórym znany.
Tylko siłownik tylnej szyby jest w dobrej cenie.

Pozdrawiam

czwartek, 20 lutego 2014

Konsekwencja c.d.

http://www.po-mesku.com/tag/motoryzacja-humor
Żeby nie było tak na smutno i monotematycznie o raportach i (nie)ukochanym przez wielu Excelu, napiszę jaki jetem szczęśliwy i happy, tak żeby aż porzygać się lukrem!

Po pierwsze wróciłem na pakernie! Dźwigam coraz więcej, coraz sprawniej. Uwielbiam to fajnie uczucie kiedy wsiadam do auta po 2 godzinkach. Odpalam, i się okazuje że mam ręce tak wiotkie że nie mogę skręcić kołem sterowym w moim tankowcu, czy spuścić z ręcznego. Nie wspomnę już o kulturze pracy stóp. Zanika analogowa natura sprzęgła i hamulca. Zaczynają działać w trybie 0-1. Gaz ma 3 tryby: nie dodawać, jadę za szybko, niekontrolowany bok z sandałem w podłodze. Kiedy do tego przyjdzie konieczność kręcenia w.w. kołem sterowym w celu uniknięcia spotkania 3 stopnia z borsztajnem, lampą czy innym autem, powoduje to uczucie braku czegoś... jednej rzeczy... NO TAK!  L  na dachu!
Generalnie znajomi się nabijają troszeczkę (zawsze to fajny pretekst do podroczenia się) na co odpowiadam:
Powiedziało się A - kupiło betę, trzeba powiedzieć B - wypakować się na koksa i opierdolić na łyso!

Po drugie. Dziś będzie robiony wydech w moim Buczku. Nazwa znowu stanie się aktualna! Zeszłej zimy nabawił się takiego przezwiska w wyniku montażu przelotowego nietłumika końcowego. Larmo jakie generowało auto było porównywalne z tym na Wyrazowie w czasie treningu Drift Open. Niestety poza tym że mam taką samą ilość garów co najmocniejsze wozy i dźwięk był baaardzo podobny, nic innego mnie z nimi nie łączy (och ja biedny, co ja zrobię z tą całą super wygodną skórzana tapicerką, klimą i wygłuszeniem...). O ile zimą śnieg i chlapa jako-tako tłumiły te wydzieranie się, tak latem po prostu było za głośno i za każdym razem gdy jechałem obok stałego posterunku suszarek, musiałem ze strachu popuścić gazu żeby nie stracić dowodu, bo
Przecież to jest stare, niebezpieczne, głośne, wieśniackie auto z młodzikiem w środku!.
Więc lato przejeździłem z oryginalnym zestawem, który z racji słusznego wieku (oczko w tym roku) zaczyna się rozwarstwiać i posiadać coraz znaczniejsze przedmuchy. Dziś jest plan żeby oryginalny tłumik środkowy zastąpić 3m rury (2x1,5) i zostawić całe zadanie wyciszenia na barkach (zawiasach?) tłumika końcowego, tego oryginalnego (jest rozmiaru współczesnych silników-ekokosiarek, z osprzętem!). Mam nadzieję że dźwięk będzie podkreślać Vósemkowość mojego silnika, a jednocześnie nie będzie powodować pocenia się w czasie jazdy po mieście, spowodowanego możliwością spotkania niebieskiego z nadwrażliwością na dB. Gdzie się podziała żona/teściowa/matka żeby skorygować taką dolegliwość!?

Wszystko zgrywa się do kupy z sobotnim hamowaniem. Zobaczymy ile kuni zostało z początkowego stadka, w jakiej są formie, co im dolega. A do tego posłucham sobie jak brzmi moja macchina pod pełnym obciążeniem, ale stojąc w miejscu. Z przyjemnością ustawię się za rufą żeby posłuchać tego darcia się niczym stare prześcieradło! Będę cisnąć kit i słodkie hasełka ludziom w kolejce:
Wpuść mnie przed siebie! Będziesz mieć okazję posłuchać V8 na połowicznym przelocie!

No i po czwarte primo: Ciągle trwam, zapierdalam, odkładam gelt na coraz więcej wiosennych modów! A lista rzeczy do zrobienia mimo że kurczy się (baaardzo powoli, ale jednak) to dalej jest długa jak stąd do Warszawy! Zaczynając od tych gnijących progów (MUST DO!), przez felgi (wymagające prostowania, MUST DO TOO!), po detale typu:
maska (braki w lakierze, och jeny, jaki to klimat a'la rat!), listwy, zawiasy zderzaka tylnego, ciemne klosze z przodu, nerki z obudową i przednim zderzakiem, znaczki, przednia szyba, antena, przecierki i ubytki w lakierze, wisząca podsufitka, ciągle brudzący się silnik krokowy, ufifrane dywaniki, piszczące elementy plastikowe, wybite el. gumowe tylnego zawieszenia (Poliuretany! Przybywajcie!), lejące uszczelki pod pokrywą zaworów, niesprawną odmę (niepodłączona do podciśnienia), niedziałający tylny spryskiwacz, błędy modułu diagnostycznego, niedziałające żaróweczki w kabinie, cieknąca uszczelka zbiornika spryskiwacza przedniego, braki w śrubach zabezpieczających, konieczność skorygowania map gazowych, naprawienia niedziałających pasków ogrzewania tylnej szyby, kijową jakość dźwięku seryjnego radia, zadbania o skórzaną tapicerkę, wymianę oleju wraz z filtrem.
Zapewne też wiele innych...
Ale bosche! Co to będzie za satysfakcja kiedy to wszystko zrobię! Jak to będzie pięknie wyglądać i grać! Mam (brzydko mówiąc) kisiel w batach na samą myśl o efekcie końcowym!

I tym trochę wulgarnym akcentem kończę przedweekendowy wpis i życzę miłego czwartku!

poniedziałek, 17 lutego 2014

Nie o pracy.

http://my-poznaniacy.org/page/2/
Ponieważ ostatnio dostałem info że w sumie piszę tylko o pracy (co wcale nie jest kłamstwem.. niestety) dziabnę notkę o tym co widzę w sieci, u ludzi, o czym czytam w wolnej chwili. Coś na kształt złomnikowej sobotniej bajaderki.

Zacznę od tego że ludziom się nie dogodzi! Ostatnio miała miejsce kolejna "stłuczka" kolejowa. Piękne przody straciły dopiero co wyremontowany Elf (ten sam co miał dzwon w drodze na lotnisko) oraz świeżo wyremontowane "kibel" (dla niewtajemniczonych to nasze nieśmiertelne, niezajeżdżalne EN57, które po remoncie znane są również TurboKiblami). Strefy zgniotu pięknie zadziałały. Skład się nie wykoleił, kabina się nie zgniotła. Nikomu nic się nie stało. Ale pod spodem już można czytać lamenty.
Co to za propaganda, jaka ściema.
Wszystko naciągają jak im pasuje.
Generalnie człowiekowi nie dogodzisz. Taka mentalność hejterów. Zero argumentów. Dupa boli, maść się skończyła więc swój ból dupy i poglądy polityczne przeleje na portalu o kolei...
Na szczęście są pod spodem też głosy rozsądku. Cytując:
@wojtus
i tobie bodobni

gdyby to był pojazd innego producenta a pesa czy newag by nie istniały to byś się czepiał
"kiedy w poslce będą produkować takie pociągi, chyba w 22 wieku". a tu masz Ci los, produkują
je u nas dzisiaj, już teraz. ale ty musisz napisać coś debilnego. żal Ci życia? samochód Cię
dzisiaj ochlapał? okres masz? żona Ci nie dała? ludzie. po to zaprojektowano klatkę
bezpieczeństwa, po to te absorbery żeby właśnie w takich sytuacjach elf nie wyglądał jak ten
EN.
Całość można przeczytać tu:
http://www.rynek-kolejowy.pl/50806/pesa_absorbery_zadzialaly.htm

Inną kwestią jest rynek motoryzacyjny który po prostu miażdży! Takich bzdór i pierdół jakie ciśnie się ludziom w TV/salonach/reklamach i innych, to jeszcze nie było. Można sobie dla przykładu podejrzeć (mocno subiektywne) poradniki niekupującego wydane przez złomnik:
Klik#1
Klik#2
I poczytać co za kit się ludziom teraz sprzedaje. Coupe ma być z definicji sportowe, super fajne, eleganckie, czasem ekscentryczne, drogie. Więc część producentów wkłada tam Diesla. Bardzo lubię "grzechotniki", ale kurna mać. Nie w sportowym, eleganckim dwudrzwiowym nadwoziu które ma powodować orgazm oczu i uszu. A nie śmiech pomieszany z uczuciem litości kiedy taka WOW Laguna Coupe (piekna!) puszcza za sobą czarnego dymka i hałasuje jak MAN z rocznika '78 po odpaleniu zimą.

Kit jaki ciśnie się w katalogach to też coś niesamowitego! Auta palące 3l paliwa, mając jednocześnie 300KM. Jak się nie da jak najwyraźniej się da! Pomyślał a potem się zdziwił, podczas tankowania.

Jestem ciekaw jaki wpływ na rynek będzie to mieć za 5 - 10 lat. Kiedy wszystkie 1,4TFSI będą już po 3 remontach, a autka bez turbo, z normalnymi motorami, będą dalej żwawo i bezawaryjnie jeździć (oczywiście nie wszystkie, ale mediana jednak wychodzi lepiej po stronie aut z wtryskiem pośrednim).

Miłego dnia.

sobota, 15 lutego 2014

Satysfakcja

http://czasabsolwenta.pl/humor-absolwenta-1/
Kolejna sobota. Kolejny dyżur. OK. Klasycznie 6:50 wstaję i sprawdzam wszystko co i jak. NO klasycznie są jakieś drobne baboły, nic poważnego, ręcznie trzeba kilka rzeczy zrobić. Nagle bum, Kolejny alarm, tym razem od innego ważnego klienta.
 I zaczyna się impreza. Już myślałem że będzie powtórka z przed tygodnia gdzie, gdyby tylko mogli, to by mnie najchętniej wszyscy oskalpowali przez telefon! Ale nie dam się tym razem! Zaczynam męczyć adminów. Tłumacze się zgrabnie pierw na mailowe pytania, potem na telefony. Czekam, czekam, ze strony adminów tylko info o poczekaniu.
Jeszcze chwilę. Za raz to będzie. Serwer już liczy.
Myślę sobie "Kurna, znowu będzie balet!".
Pogadałem z klientem i skończyło się na tym że musiałem ręcznie wygenerować ten raport. I nie chodzi tutaj o odpalenie pliku i sprawdzenie czy wszystkie wartości są poprawne, czy wszystko się załączyło. Tylko ręcznie musiałem poza serwerem sprawdzać to co do nas spłynęło, analizować i wrzucać informację które ich interesowały.
-Będzie to za 15 minut, tylko przepiszę tych kilka rzeczy
Kiedy po godzinie wysłałem całość, nie zostało już nic tylko faktycznie wierzyć IT że wszystko będzie w normie. Po kolejnej godzinie już było. Raz jeszcze ręcznie odpaliłem wszystkie rzeczy i tada! Dzień uratowany. 
Kiedy dzwonił kierownik czy koledzy zaniepokojeni, już wszystko było załatwione!
Szybka szama, sprawdzenie kilku pierdół i wolne. Poszedłem do salonu, posiedziałem parę minut przed TV i już leżałem. Obudziłem się dopiero przed 17, żeby znowu posprawdzać czy wszystko dział.
Dla odprężenia nalałem peeełną wannę gorącej wody. Z tabletu który do mnie zajechał (niestety nie udało się starego naprawić... kupiłem drugi :P ) puściłem sobie kilka nutek starej Budki Suflera a potem sound Track z Tron'u i leżałem.
Ostatecznie doszedłem do wniosku że mimo świeżego stażu, całkiem dobrze sobie radzę. Kolegów już nie męczę z pierdołami, coraz więcej rzeczy robie samodzielnie, nawet takie większe afery potrafię rozwiązać (jeżeli tylko mam realne wsparcie ze strony ludzi od systemu).
I ogarneło mnie uczucie satysfakcji.
Chwile później ogarnęło  mnie drugie uczucie. Sprzedajnej dupy. Poświęcam swoje weekendy, możliwość wyspania się z rana (nie w ciągu dnia odsypiając), wyjazdy. Wszystko w imię paru złotych. Z drugiej strony trzeba się w końcu odbić od dna. A taki tryb pozwala nie tylko nabić parę simoleonów, ale u kolegów zdobyć trochę wdzięczności za odciążenie, samemu podszkolić się z tego wszystkiego, czyli co i jak działa.
W sumie to już było za głębokie! W dupie to mam. Chcę zrobić moje auto na cacy, stać się ogólnie wreszcie całkowicie niezależny, na to trzeba zapieprzać. Cieszę się że mam taką możliwość!

Plan na wieczór jest prosty. Spakować dupę z piwem i zabrać się do kumpla na rundkę na PS3 ciorając w Gran Turismo 6 (na jego kierze, czysta rozkosz! :D).
Jutro po dzisiejszych problemach powinno być spokojnie jak w kościele. Serwisanci też  niedziele nigdzie nie jeżdżą więc nie męczą i nie wiszą na telefonach.

Na sam koniec mogę odbębnić jeszcze jeden sukces. Mimo średniej regularności na siłowni, spowodowanej chorobami czy innymi problemami, zrzuciłem parę kilo i ważę już tylko 94kg z kawałkiem! W sumie mniej jem, jak już to rzeczy lepsze, i w odpowiednich porach. Z tej okazji idę na pizze!

Miłego!

P.S.
 Z tłem pracuję, muszę znaleźć coś fajnego!

wtorek, 11 lutego 2014

Kochany poniedziałek.

http://www.demoty.pl/poniedzialek-34285
Nie chce mi się jeszcze pisać o tym co zapowiedziałem w ostatnim poście. Ale mam ochotę wygadać się z tego co się działo wczoraj. Generalnie dalej w weekendy szarpie się na dyżurach. Ten niby był spokojny, po drodze zdarzyły się (na pierwszy rzut oka) niepozorne usterki. Drobnostki!

Po konsultacji myślałem że wszytko było ok, aż tu nagle w poniedziałek BUM! Nic nie było OK. Duzi klienci nie dostali rzeczy które są im niezbędne do pracy. Więc zaczynają dzwonić. Najpierw delikatnie, pierwszy telefon, drugi. Z czasem zaczyna się niecierpliwość, coraz większy nacisk. Żeby na prawie koniec dnia już po prostu grozić wszystkim, i skarżyć się o tym wszystkim (zwłaszcza szczeblom wyżej...). Ostatecznie awantura o Basie skończyła się popołudniem.

Myślałem że będę gościem na dywaniku u przełożonych. Jednak ostatecznie wykryto u nas "błąd systemowy", w komunikacji i zgłaszaniu tego typu błędów. U mnie skończyło się to na informacji "co i jak" żeby w przyszłości po prostu tego typu sytuacje się nie zdarzały. Na szczęście bez żadnych dalszych konsekwencji.

Ale poniedziałek się nie skończył. Na siłce nie udało się skończyć ćwiczeń, bo kolega niestety musiał awaryjnie "wybyć" i nie było jak się dogadać z kluczami. Więc dziś będzie replay, dokończenie tych ćwiczeń których wczoraj nie dało się wykonać. Swoją drogą, masakrycznie widać jak niby krótka przerwa daje się we znaki. Nie potrafiłem zrobić serii którą wcześniej robiłem bez problemu (to samo obciążenie).

Z dobrych wieści, najbardziej cieszy mnie ta że po pracy udało mi się rozebrać buczka w środku ze strony pasażera, do praktycznie gołej blachy. Przy skręcaniu wszystko posprawdzałem i poskręcałem z użyciem takich specjalnych klejących się, miękkich gąbeczek, co ostatecznie wyeliminowało problem pisków które całkowicie niszczyły przyjemność z jazdy. Po tym był dobry obiadek (pyszny). I tyle.

Jakoś ostatnio mam mało czasu, żeby sobie cokolwiek popisać tutaj. Właściwie nie jest problemem czas ale lenistwo i jakieś kiepskie samopoczucie. Trzeba coś z tym zrobić. Mam nadzieję że powrót na siłkę, zaowocuje powrotem dobrego humoru.

Pozdrawiam!