sobota, 15 lutego 2014

Satysfakcja

http://czasabsolwenta.pl/humor-absolwenta-1/
Kolejna sobota. Kolejny dyżur. OK. Klasycznie 6:50 wstaję i sprawdzam wszystko co i jak. NO klasycznie są jakieś drobne baboły, nic poważnego, ręcznie trzeba kilka rzeczy zrobić. Nagle bum, Kolejny alarm, tym razem od innego ważnego klienta.
 I zaczyna się impreza. Już myślałem że będzie powtórka z przed tygodnia gdzie, gdyby tylko mogli, to by mnie najchętniej wszyscy oskalpowali przez telefon! Ale nie dam się tym razem! Zaczynam męczyć adminów. Tłumacze się zgrabnie pierw na mailowe pytania, potem na telefony. Czekam, czekam, ze strony adminów tylko info o poczekaniu.
Jeszcze chwilę. Za raz to będzie. Serwer już liczy.
Myślę sobie "Kurna, znowu będzie balet!".
Pogadałem z klientem i skończyło się na tym że musiałem ręcznie wygenerować ten raport. I nie chodzi tutaj o odpalenie pliku i sprawdzenie czy wszystkie wartości są poprawne, czy wszystko się załączyło. Tylko ręcznie musiałem poza serwerem sprawdzać to co do nas spłynęło, analizować i wrzucać informację które ich interesowały.
-Będzie to za 15 minut, tylko przepiszę tych kilka rzeczy
Kiedy po godzinie wysłałem całość, nie zostało już nic tylko faktycznie wierzyć IT że wszystko będzie w normie. Po kolejnej godzinie już było. Raz jeszcze ręcznie odpaliłem wszystkie rzeczy i tada! Dzień uratowany. 
Kiedy dzwonił kierownik czy koledzy zaniepokojeni, już wszystko było załatwione!
Szybka szama, sprawdzenie kilku pierdół i wolne. Poszedłem do salonu, posiedziałem parę minut przed TV i już leżałem. Obudziłem się dopiero przed 17, żeby znowu posprawdzać czy wszystko dział.
Dla odprężenia nalałem peeełną wannę gorącej wody. Z tabletu który do mnie zajechał (niestety nie udało się starego naprawić... kupiłem drugi :P ) puściłem sobie kilka nutek starej Budki Suflera a potem sound Track z Tron'u i leżałem.
Ostatecznie doszedłem do wniosku że mimo świeżego stażu, całkiem dobrze sobie radzę. Kolegów już nie męczę z pierdołami, coraz więcej rzeczy robie samodzielnie, nawet takie większe afery potrafię rozwiązać (jeżeli tylko mam realne wsparcie ze strony ludzi od systemu).
I ogarneło mnie uczucie satysfakcji.
Chwile później ogarnęło  mnie drugie uczucie. Sprzedajnej dupy. Poświęcam swoje weekendy, możliwość wyspania się z rana (nie w ciągu dnia odsypiając), wyjazdy. Wszystko w imię paru złotych. Z drugiej strony trzeba się w końcu odbić od dna. A taki tryb pozwala nie tylko nabić parę simoleonów, ale u kolegów zdobyć trochę wdzięczności za odciążenie, samemu podszkolić się z tego wszystkiego, czyli co i jak działa.
W sumie to już było za głębokie! W dupie to mam. Chcę zrobić moje auto na cacy, stać się ogólnie wreszcie całkowicie niezależny, na to trzeba zapieprzać. Cieszę się że mam taką możliwość!

Plan na wieczór jest prosty. Spakować dupę z piwem i zabrać się do kumpla na rundkę na PS3 ciorając w Gran Turismo 6 (na jego kierze, czysta rozkosz! :D).
Jutro po dzisiejszych problemach powinno być spokojnie jak w kościele. Serwisanci też  niedziele nigdzie nie jeżdżą więc nie męczą i nie wiszą na telefonach.

Na sam koniec mogę odbębnić jeszcze jeden sukces. Mimo średniej regularności na siłowni, spowodowanej chorobami czy innymi problemami, zrzuciłem parę kilo i ważę już tylko 94kg z kawałkiem! W sumie mniej jem, jak już to rzeczy lepsze, i w odpowiednich porach. Z tej okazji idę na pizze!

Miłego!

P.S.
 Z tłem pracuję, muszę znaleźć coś fajnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz