środa, 19 marca 2014

Grzybieję!

Mówi się że faceci nie dorastają tylko rosną a potem się starzeją. Zmienia się rozmiar zarówno ich jak i zabawek którymi się bawią. Podobno piersi to też tylko wynalazek dla dzieci, i pewnie dlatego tak bardzo ciągnie do nich facetów.

A jednak mam wrażenie że ostatnio coraz bardziej dorastam i coraz bardziej mi to zaczyna przeszkadzać. Widzę więcej rzeczy. Więcej rzeczy też wymagam w kontaktach, i coraz mniej niepasujących rzeczy toleruje.

Z natury nie jestem marudą, malkontentem. Kiedy coś się nie układa to nie powoduje to mojego wielkiego stęku. Przecież to ludzka rzecz, się pomylić/zapomnieć coś. Sam wiem ile razy zawiodłem bo coś zapomniałem, obiecałem i tego nie zrobiłem, itp.

Ale ostatnio zaczyna mi się to zmieniać.



Dla przykładu, pedalstwo a nie faceci. Uważam że każda subkultura składa się z przynajmniej 3 podgrup. Ortodoksi, ludzie normalni i pozerzy. Tak na szybko, bym zakwalifikował każdego członka subkultury do jakieś z tych kategorii. Np hip-hop i otoczka. Sam kiedyś nosiłem bagi, specyficzne buty skejtki, a bluzy nosze dalej.

Ortodoksami nazwał bym tych wszystkich którzy wierzą w hip hop do przesady. Nie chcą się wyprowadzić czy remontować mieszkania. Chcą w tym wszystkim tkwić i zostać. Rapują wielce o tym jakie to życie hujowe i jak to wszyscy inni nie znają jego smaku a sami nie chcą z tego wyjść tylko się tym lansować, zdobywać za to laury, jacy to z nich twardziele. Artystą tej kategorii dla mnie był by Dudek RPK.

Po środku są ludzie normalni, którzy z takich czy innych powodów wychowali się w bloku z płyty lub w familoku. Nie są to ludzie różowi jakimi bywają banany z domków, ale też nie chcą trwać w tym wszystkim i celem jest rozwój. Ciuchy są względnie normalne i nie muszą to być np Jakieś zielone oczojebne portki za 600zł z logiem 50Centa. Wystarczy że kojarzą się z tym na czym nam zależy. Pezet? Peja? Reszta składu PFK?

Pozerem będzie w.w. różowy banan który za wszelką cenę chce być hip-hopowcem. Takim czymś jest dla mnie pół dolar, i cała reszta tego trendu oraz ludzi ich naśladujących. Wydają na ciuchy więcej niż nie jedna rodzina ma na miesięczne przeżycie. Ma to tyle wspólnego z kombinowaniem, walką o dostatek co marudzenie na brak prędkości w Aventadorze takiego delikwenta.

Nigdy nie lubiłem 1 i 3 grupy, ale tolerowałem ich. Teraz mnie to zaczyna wkurzać. Tak bardzo że mi się chce płakać kiedy widzę pozera artystę czy innego cwaniaka który gówno sobą reprezentuje ale wielce chce być utożsamiany ze swoim nurtem. Więc mamy stada pedałów w leginsach, artystów z sprzętem za tysiące, służącym do robienia selfies albo fotek czarno białych, ludzi którzy o swoim aucie mają więcej wpisów niż o sobie, ale cała wiedza techniczno-praktyczna kończy się na wlepach i zawożeniu auta do serwisu w celu zmiany żarówki.

Nie lubie takiego czegoś. Ignorancja i pozerstwo to rzeczy które jak rak powoli trawią ludzi. I nie chodzi mi tu o klasyczne gadanie jak to następne pokolenie jest do dupy. Ten rak trawi też ludzi dorosłych, wszystkich. Więc ludzie walą do sklepów po sprzęty i auta żeby pokazać jak to się oni znają. Jacy to z nich fani kina, audiofile, wyznawcy marki. Nie ma pojęcia że sprzedawca wcisnął mu komputer z taili które już rok temu producent wycofał z oferty. Powie że kupił coś zajebistego bo drogiego i nowego, potem będzie się lansował i spłacał.

Wkurza mnie to.

Widzę że zmienia się też sposób komunikacją z częścią ludzi. Zmniejsza się tolerancja na w.w. objawy. Mogę kogoś znać latami ale coraz bardziej dostrzegam to wszystko co mi nie pasuje.

Przez to też olałem (dosłownie) kontakt z częścią ludzi.

Kiedy sam się staram napisać, zaprosić kogoś na jakiś spęd, a w zamian nie dostanę nawet sms z odmową ale podziękowaniem za zaproszenie, już wiem że to się nie uda. Oczywiście potem się dowiesz po czasie że sami się świetnie bawią ale w życiu sami Cię nie zaproszą. Będziesz słyszeć malkontenctwo jak to ujowo jest i nie nikt nie zaprasza takiego osobnika. Nie dziwie się.

Albo rozmowy na gg, hangouts czy innym czacie Facebook'a.
O tym nawet był stand-up Abelarda Gizy. Gadasz z kimś. Dylu dylu, klepiesz i nagle na 4 godziny ktoś znika w eterze.
-Obraził się czy jaki czort?
Kiedy z kimś prowadzę wymianę zdań, miło jest napisać cokolwiek. ZW, BRB w zupełności wystarczy i znacznie poprawi sposób w jaki taka osoba jest u mnie odbierana.


No i dystans do samego siebie. Zawsze miałem duży. Zawsze się nabijano z moich (czasami naprawdę durnych) wpadek. Ale sam też mogłem z czystym sumieniem się z kogoś pośmiać jak coś się stało i odpowiedzieć Who's now bitch, bitch? I wszyscy wiedzieli że to w ramach rekompensaty a same docinki nie były ostre tylko takie w zupełności do zaakceptowania.

Teraz widzę jak wielu ludzi nie pozwala na absolutnie jakiekolwiek naruszenie swojej idealnej osoby. Oczywiście nie widzą tego że kiedy docinają, mówią coś, robią coś identycznego staja się hipokrytami. Działa coś na kształt zasady Co twoje to moja. Co moje tego nie rusz, tylko w przełożeniu na czyny.

Ostatecznie, podsumowując cały długi i bezsensowny post z kategorii mam ochotę to zrzucić na papier, chodzi o to że coraz częściej w kontaktach ludzkich widzę te wszystkie rzeczy. Wymagam odrobinę dystansu, zrozumienia i zaangażowania. Nie sprawia mi już przyjemności spędzanie czasu w byle jakim towarzystwie, byle nie w domu. Znajomych i przyjaciół z czasem zostaje coraz mniej. A kiedy kogoś poznaje to chcę żeby taka osobą również jakoś była zgodna z tym wszystkim co opisałem. Kiedy ja wyrażam jakieś zainteresowanie, podtrzymanie kontaktu, myślę że druga osoba też może takie zainteresowanie wyrazić.

Niestety nie jest to takie oczywiste, a ja nie mam zamiaru się uganiać za każdym za wszelką cenę. Lepiej czas poświęcić na ludzi którzy są tego warci.

3 komentarze:

  1. Czy ja wiem, czy grzybiejesz... Ja bym to nazwała całkiem zdrowym podejściem do życia. W prawdzie co do zasady jestem optymistką, ale nie przeszkadza mi to, by selekcjonować ludzi, którymi się otaczam. Jak mi ktoś działa na nerwy, to się odsuwam. Bo do jasnej cholery, dlaczego mam zbliżać się na dobrą sprawę do obcych ludzi, którzy swoim zachowaniem albo wyprowadzają mnie z równowagi, albo mogą nawet złamać mi całe dotychczasowe życie? I w żadnym wypadku nie chodzi o naruszenie swojej idealnej osoby. Moja osoba nie jest idealna, zwyczajnie nie widzę powodu by zatruwać sobie krew z powodu kilku osób.

    A co do pisania przez Internet... Liberalny ze mnie człowiek i nie mam nikomu za złe, że "znika" bez uprzedzenia. Chyba że rozmowa jest z jakiegoś powodu trudna, niewygodna - wtedy ucieczka jest niewybaczalna.

    A co do pieniędzy i powszechnej powierzchowności - do momentu, kiedy to nie uderza w moją godność, to mam to w poważaniu. Każdy jest człowiekiem wolnym i jak go stać, to może nawet podcierać się pieniędzmi - nic mi do tego.
    Jak już zarobię pierwszy milion, to też będę sobie życzyła, by nikt nie wchodził w moje finanse i nie oceniał mnie przez ich pryzmat.

    OdpowiedzUsuń
  2. Grzybieję znaczy sie zmieniam się z faceta dzieciaka na kogoś kogo coś obchodzi :( ja nie chce...
    A przy okazji wylałem jad na inne rzeczy które mnie drażnią :P

    A dla mnie jednak się liczy to jak wygląda przebieg. Np zdanie na wstępie że mogę zniknąć bo coś już tłumaczy. A kiedy prowadzisz z kimś niby normalną rozmowę a on znika bo może coś powiedziałeś, drażni. Dlatego wole wyjść na spotkanie w 4 oczy.

    A tutaj mnie nie bolą pieniądze tylko podejście :) hiphopowców podałem jako przykład. To samo można powiedzieć o metalach, czy innych tam. Nawet nie wiem jak teraz się nazywają :P Są ludzie którzy mają w dupie innych i nimi gardzą. Są ludzie normalni, nie przesadni. I buraki pozerzy, którzy w D byli i G widzieli :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak sobie myślę, i wiem o co ci chodzi, i nawet racji trochę Ci przyznam, bo ja jestem od dłuższego czasu trochę "wyałtowany" z racji tego że mam rodzinę i też puki się sam nie zapytam to nikt mnie nie zaprosi, może dlatego że za dużo razy odpowiadałem "dziękuje, nie mogę". Z drugiej strony, cała ekipa starzeje się, to już nie czasy kiedy praktycznie dzień w dzień wychodziło się na piwo i nikt do nikogo tak naprawdę nie musiał pisać, bo wiadomo było że ekipa bedzie na miejscu...

    OdpowiedzUsuń