piątek, 11 kwietnia 2014

Feel like it's 1990s

Wyobraźcie sobie. Jest rok 1992. Na ulicach tak na dobrą sprawę ciągle jest pełno starego żelaza typu 125p i 126p. I przychodzi nowoczesność! Na ulice wjeżdżają już bez skrępowania, VW, Ople i Audiki! Cóż to musi być za uczucie! Za przeskok! 

(zdjęcie to ironia, jak by kto nie załapał)

Miałem przyjemność doznać o co chodzi. I to nie za sprawą mojego wieku (jestem jeszcze w kwiecie wieku, bożyszcze nastolatkiem). Ale dzięki pożyczakowi którego ostatnio ujeżdżam.

Jeszcze zanim odstawiłem Buczka do warsztatu, upalałem kaszla. Po prostu dla zabawy! Bo jest to ciekawe przeżycie, obcować z takim bobasem na kółkach dłużej niż przez 10 minut jazdy w aucie kolegi. Tak na dobrą sprawę, sam sobie sprawiam ogromną przyjemność o której opowiem dalej!


I tak tym kaszlakiem wożę się do pracy, po znajomych, po mieście, za swoimi sprawami. Za każdym razem wprawiając w śmiech ludzi (ważę blisko 100kg i mam 190cm...). Ale zdarzają się tygodnie kiedy w robocie mam być tym pierwszym i trzeba się zjawić na 7. Wtedy zabieram się z kumpelą która też pracuje na rano, a jej biuro jest po drodze.

A wtedy wsiadam w Astre F '96. Od dziadka z Niemiec (serio, od Jej dziadka, z DE, z salonu, bez pośredników).

Poczułem się jak ludzie w latach 90 ubiegłego wieku, kiedy te Astry wchodziły do sprzedaży, i można było się ustawić w kolejce do salonu żeby poczuć ten splendor.

O komforcie jazdy który reprezentuje gepel, już wspominałem całkiem niedawno. A potem przesiadam się w taką Niemiecką technologię! Odpala po cichutku. Bez konieczności zabawy z ssaniem. Po odpaleniu jest cisza. Samo wsiadanie i dobieranie się do stacyjki to chwila moment, bez bólu i wyrzeczeń. A potem jazda.

Zawieszenie faktycznie wybiera wszystkie nierówności. Jest tapczanowate, jak w żadnym innym aucie które miałem okazje prowadzić. Ale mimo to, po całości przeżyć w 126p, poczułem się jakbym prowadził chmurkę od Son Gokū. Cisza, spokój, lewy łokieć nie jest dociskany do drzwi (latem są w sam raz pod pachę), tylko spokojnie opiera się na podłokietniku (WOW, takie rzeczy!). Kolana nie włączają kierunkowskazów. Prawy łokieć nie jest w żebrach pasażera. Auto ciągnie (mimo najbiedniejszej wersji 1,4 8v monowtrysk). Za mną równie wygodnie pojadą kolejne 2-3 osoby i jeszcze będzie miejsce na graty w bagażniku.

Nigdy nie przepadałem za Astrą od kumpeli. Było to typowe, tanie i niezawodne wozidło. Nawet służbowa Fabia 1,2 HTP w kombi sprawiała więcej frajdy z jazdy i miała lepsze wyposażenie.
A jednak kiedy przesiadłem się z gepla, to czułem się niczym w limuzynie! Przeskok jest niesamowity. I skojarzyło mi się to właśnie z tym co ludzie musieli przeżywać po spotkaniu z tym co jest dostępne na zachodzie dla ludu, a co u nas było marzeniem.

Kilka akapitów wyżej wspomniałem o tym że sprawiam sobie frajdę jeżdżąc kaszlem, mimo jeszcze nie oddaje bety. Jak to?

Astra nigdy nie sprawiała mi wielkiej przyjemności z jazdy. Nie powiem że jej nie lubiłem. Ale po prostu była taką alternatywą gdy w grę wchodziła ekonomia (8-9l paliwa to nie 15-18...) lub po prostu robiłem w ramach przysługi za szofera.

Ale w porównaniu z kaszlem, wydaje się być ekstra wow maszyną. Wyobraźcie sobie co będzie kiedy wsiądę po jakimś dłuższym czasie znowu do mojego Smoczyska! Toż to będzie orgazm na kołach. Czysta euforia! (dodatkowo +10 do lansu za zdrową podłogę w 21 letnim aucie!).

Kiedy już wszystko się zrobi, koniecznie się pochwalę!
Dobry lans na dzielni, nie jest zły!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz