piątek, 17 kwietnia 2015

O designie słów kilka, czyli moto DNA.

Nie wiem, kto pierwszy wpadł na to żeby wykorzystać to hasło w swoim oświadczeniu na temat nowego modelu. Dla mnie wygląda trochę przesadnie, jak zawsze, kiedy marketingowiec szuka nowych nazw i pomysłów żeby opisać rzecz znaną i nieskomplikowaną, w sposób niezwykły i w teorii ciekawy, ekscytujący.

Miało być tak pięknie a wyszło jak zawsze.
No, ale…

Czy faktycznie coś takiego istnieje i czy każda marka, producent może powiedzieć, że jego modele mają coś wyjątkowego? Każdy to deklaruje w każdej kolejnej reklamie. Że jego modele mają ten detal, to coś, co sprawia, że po jednym rzucie oka na przedstawiony element jesteśmy w stanie powiedzieć „Wiem! To ten i ten.”.

Jak wygląda to w rzeczywistości?
W mojej skromnej opinii faceta, czyli istoty z definicji mało wyczulonej na detal, wariacje artystyczne i aluzje, raczej słabo, cianko.


Bo tak na dobrą sprawę, tylko kilka marek potrafi we współczesnych modelach zawrzeć kawałek historii. Sprawić, że po zdjęciu znaczka nie są kolejnym autem kolejnego segmentu, tylko wiemy, kto był jego poprzednikiem, i czym cała linia modelowa się charakteryzuje.


Dla przykładu #1 przedstawię, co myślę o Oplu.

Pierwsza Insignia mi się podoba! Nie wstydzę się i napiszę to! Jest fajna, proporcjonalna, podoba mi się z zewnątrz. Lifting wszystko spartolił. Przed poprawką miała charakterystyczne kąciki oczu(?), zarówno z przodu jak i z tyłu. Detal, który jest fajny teraz powoli staje się tym czym dla BMW Angel Eyes. Mamy go w Astrze IV, Corsie D 5-door (gdzie wygląda lepiej niż kółko z mniejszej wersji) i będzie w następnych modelach. Ale to jest historia współczesna. Jeśli postawimy obok Pierwszą Astrę to wcale nie skojarzymy ją z rodziną Pana Adama, prędzej jego listonoszki. Vectry do siebie nie pasowały, tak samo jak Omegi i Kadety. Co się narysowało to się klepało.


A przecież jest to producent, który na rynku jest kupę lat. Tak samo z resztą jak wielu innych, ale mimo tego nie udało się wypracować tego schematu. Teraz jest to konieczność, bo inaczej zrobimy reklamę wozu naszego, za kupę pieniędzy. A ktoś nie dostrzeże detalu i pójdzie do konkurencji.

No wie Pan, ten SUW, taki obły.
I musi być srebrny, albo czarny!

Audi delikatnie ale ma to coś co ciągnie się za nim. Gdzieś wyczytałem, że przedstawia sztukę Bauhaus, co w sumie się zgadza. Bo ich wozy jakoś nigdy nie były przesadnie porywcze w wersji cywilnej. Trzeba było sporo akcentów i poprawek (obniżony prześwit, ciekawe koło) żeby zaczynały wyglądać. Ale takie stonowane do przesady (żeby nie napisać nudne) rzeczy też się podobają. Rzeczą, która mnie wkurza jest to, że kiedy wymyślą nowy pomysł na front lub tył, to niezależnie czy kupujesz najtańsze (i przepłacone) A1 czy kosmicznie drogie (i szybkie) RS6, wszystkie wyglądają niemal identycznie. Cała linia modelowa wygląda tak samo.



Mazda ostatnio idzie tą drogą i 3, 6, CX 5 i 7 będą za chwilę różnić się tylko prześwitem, długością i ilością drzwi.



Przykładem fajnym jest Saab, o którym pisał Quropatwa.

Tam od samego początku, kiedy się patrzy na front, światła, czy całą linię nadwozia, wiemy, że jest to Saab. Niezależnie czy był jeszcze samodzielnym producentem, w spółce ze Scanią czy na końcu pod okupacją GM, zawsze ten charakterystyczny grill i spojrzenie były zawarte w egzemplarzu.




Kolejnym pięknym przykładem jest BMW. Nerki zaraz po wojnie stały się symbolem marki na równi z logo. Do tego od lat siedemdziesiątych przednie światła, podcięcie słupka C, później wraz z E39 nastał szał na Angel Eyes.

Kiedy postawimy obok siebie 2002 i E30 a z drugiej strony E90, od razu widzi się podobieństwo.





Tak jak tylne lampy z E32, przez nadanie im wzorów w pasy w E39 FL, po współczesne gorące pręty w współczesnej siódemie. Uwielbiam je!






Ale i tak mistrzem zostaje Mercedes.

Nie raz o tym wspominałem tu i w komentarzach u innych.

Nikt tak świetnie nie sprecyzował swojego charakteru, swojej tożsamości w świecie moto, jak Mercedes!

Czy to jest autobus miejski, dostawczak, wyścigówka czy limuzyna, każdy z w.w. jest do rozpoznania po jednym spojrzeniu, i to na przestrzeni wielu dekad.



Śmieszny jest VW który kojarzy mi się z pierwszym producentem określającym hasełkiem DNA swojego "nowego" Golfa w którejś wersji. Tam faktycznie, jeden model jest klepany od 15 lat z różnymi kloszami. To się nazywa chów wsobny!

 Mam wrażenie że zderzak z siódemki do piątki podejdzie idealnie!

A Porsche to porsche, równie doskonały przykład nudy i braku pomysłu. One wyglądają od 50 lat tak samo, a proporcje kolejnym modelom nadaje maszyna ksero przesz skalowanie pierwotnego 911.

Jestem ciekaw, co będzie następne. Ilość detali się zwiększa. Nowych pomysłów brak i coraz ciężej nakreślić nowy model żeby różnił się od poprzedniego. Dlatego teraz poświęca się całe akapity na temat byle przetłoczenia na drzwiach. Klosze mają w sobie już wszystko. Mam wrażenie, że niektóre są bardziej skomplikowane i mają w sobie więcej elementów niż stary cały samochód.

Oczywiście można by wymieniać wszystkie marki i opinię o nich, ale... może jeszcze kiedyś coś o tym naskrobię?

5 komentarzy:

  1. Hehe... Opel. Jedyne, czym te auta się charakteryzują i w czym są niezmienne od lat, to absolutna nuda, której nie mogą doścignąć inni producanci. Tak z zewnątrz, jak i wewnątrz, oraz pod względem techniki - zero ciekawych cech. Nudne auto dla nudnych ludzi. Faktycznie - DNA marki. A raczej DNO :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przynajmniej solidne były :) Astra I to wóz pokroju beczki! Nie do zajechania, bezobsługowy. Gigantyczny projekt w który wciągnięto około 9000 inżynierów, wypalił.

      Usuń
    2. 9000 inżynierów, z których żaden nie znał pojęcia "zabezpieczenie antykorozyjne" :P

      Choć taką GSi 16v to bym nawet przygarnął do KJS. Szkoda, że wszystkie albo już zgniły, albo zaraz zgniją.

      Usuń
  2. Opel pokazuje od 100 lat że szuka swojego pomysłu na wygląd samochodu, tylko cały czas nie może znaleźć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń