czwartek, 9 stycznia 2014

Dieta i trening.

http://kwejk.pl/obrazek/1376231
Dziś jest początek trzeciego dnia diety i już widzę jak wielkie wyrzeczenia mnie czekają. Rano w lodówce patrzy na mnie majonezik do kanapek, sok do rozcieńczania z wodą gazowaną (już nie wspomnę o Coli i innych słodkich sokach), w międzyczasie robienia kanapek myślę o serze żółtym (kocham!) ale na szczęście już wychodzę. Lubię sobie wypić raz na jakiś czas coś gazowanego, wiec myślę o tym energetyku którego mam w lodówce od 3 dni. Mmmmm taki zimny.
Parkuje auto, wchodzę do firmy, czekam na windę a obok stoi automat z zimmnnnąąą Coca-Colą w puszeczkach za dobrą cenę. WINDA! GAZU!
Wchodzę do swojego biura, siadam przy biurku i dostaję maila: "Zapraszam na ciasto do pokoju 407 na 10:00". No kurwa mać... W miedzy czasie rezygnuję z cukru i śmietanki do kawki (na szczęście czarną i tak piłem częściej).

Wszystko to zapowiada ciężkie dni walki z samym sobą. O ile utrzymanie się w ruchu nie sprawia mi problemu, tak utrzymanie poziomu kalorii i cukrów na poziomie to będzie dla mnie absolutny horror. Dodatkowo z racji raczej stacjonarnej pracy, w pozycji siedzącej, bywam znużony, senny. Mimo tony zajęć po prostu oczy się kleją. Taka kawka bardzo mi pomagała, więc piję (piłem?) ją wiadrami. A po kawce najlepiej coś zjeść. Jak zjeść to coś smacznego. I tak to się kręciło: Kawa -> smakołyk -> kawa -> I śniadanie -> kawa -> ciasto -> kawa -> II śniadanie.
Teraz muszę przerwać ten łańcuch śmierci, bo nie będę wstanie sięgnąć rękami klawiatury przez brzuch.

Innymi słowy trwa detox od stanu najedzenia. Tak się czuje. Mózg nie wie co jest grane, nie potrafię się skupić i osiągnąć takiej wydajności jak wcześniej. Chodzę nienasycony z toną pomysłów i smaków w głowie.

Ale może to i dobrze że przestanę jeść jak dziki knur. Wreszcie się najem jednym normalnym kebabem, porcją obiadu czy normalnym śniadaniem a nie bochenkiem chleba (oczywiście w przyszłości jak redukcja się skończy...).

2 komentarze:

  1. O Paaanie, podziwiam. Ja to bym zaraz tego, depresja, sznur, okno, prochy. Zimą brak cukru wywołuje u mnie czarną rozpacz w trybie natychmiast, a gorzkiej kawy to w ogóle nie mogę. Nie wchodzi mi i już. Nakurw na siłowni jest dla mnie natomiast równie satysfakcjonujący co nadepnięcie na zardzewiały gwóźdź i podobnie skuteczny, co ładowanie się do pieca na 3 zdrowaśki w przypadku przeziębienia. Nie tędy droga dla mnie - próbowałem (siłowni, nie pieca), poza bólem i frustracją effectus był nullus. Z aktywności fizycznej uprawianej w ubraniu lubię rower (WIOSNO WRACAJ). I pływanie. Z tym drugim jest jednak problem gdyż albowiem nie znoszę basenów. Może dlatego, że są tam inni ludzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to teraz powiem jak to wygląda po trochę dłuższym czasie :) Tak żeby nie wyjść na herosa czy innego uber człowieka.
      Porozmawiałem trochę z kumplem który ma manię na temat biegania, na temat fizjologi i ogólnie metabolizmu przeczytał naprawdę wiele (ostatecznie jakoś ten maraton to on potrafi przebiegnąć, nie ja :D ) i doszliśmy do wniosku że cukry, generalnie odrzucamy, mało. Ale np nie musi być tak że absolutnie nie mam prawa go przyjąć w żadnej formie :)
      Grunt żeby to robić z rana, kiedy metabolizm potrzebuje energii i go bez problemu, od razu przetworzy. Ścisły post zaczyna się popołudniem i wieczorem, wtedy żeby pozbywać się tłuszczu i budować masę mięśniowa (w wyniku uszkodzenia tych mięśni na siłowni) organizm właśnie powinien przyjmować jak najwięcej dobrego białka :)
      Więc kiedy mam chujowy dzień, zdarza się mi wypić kawkę z pikołyżeczką cukru, a rano przed jeszcze wyjściem do pracy, dokończyć ten sok do rozcieńczania :P Dziś np trafi mi się Sushi, a tam jest biały ryż. No ale mimo to jest lepiej niż gorzej! :)

      Usuń