czwartek, 16 października 2014

Wolność. To tak pięknie brzmi.

Unia i jej ideały!
Wolność i demokracja to słowa, które padają po stokroć przy każdej wypowiedzi wszystkich europosłów, deputowanych i innych zatrudnionych tam ludzi.

Taka wolna, taka fajna.

Ale czy jest tak pięknie? Zaczynając wylew niezadowolenia na temat naszych (jak bardzo o nas dbających rządzących) pozwolę sobie pominąć pierdoły typu brak możliwości używania zwykłej żarówki, termometru rtęciowego, obawy o bycie nietolerancyjnym za złe spojrzenie w stronę wyznawcy islamu, czy problemy cyfrowego świata (jak na szczęście nieudane ACTA, i TTIP, które omawiane jest w jeszcze większej tajemnicy). Temat będzie dotyczył tego, co wszyscy lubimy. Czyli motoryzacji.

Normalnej motoryzacji!
Czy wiecie że Land Rover Defender – maszyna legenda – nie będzie mogła być klepana i sprzedawana dalej bez żadnych kombinacji. Jak czytamy na Wiki:

Jesienią 2013 roku producent podał, że ze względu na "problemy prawne" w połowie dekady (a więc około roku 2015) definitywnie zakończy produkcję Defendera[4].

Ciekawe czy wprowadzą jakieś „backdoory” np. samochody użytkowe, przeznaczenia wojskowego czy dla służb (leśnictwo, straż graniczna) będą pod innym zestawem regulaminów, gdzie nie będzie wymagany odpowiedni kąt maski, zaprojektowane pod kolana zderzaki, systemy podnoszenia maski w razie potrącenia, minimalny współczynnik Cx itp.?

Nawet G Class od Merca będzie musiał nabrać kształtów bardziej współczesnych jeśli będzie chciał być dalej sprzedawana.

Ekokosiarki – jestem ciekaw, czy cały szał jest bardziej kreowany przez producentów, którym zależy na tym żeby silniki były mniejsze, tańsze w produkcji przez unifikacje, a jednocześnie jeszcze bardziej skomplikowane i mniej trwałe, czy przez Unie, która chce przez zaostrzenie wewnętrznych przepisów za wszelką cenę opóźnić atak zagranicznej konkurencji?

Można tutaj również wspomnieć o CO2, którego wpływ na temperaturę atmosfery jest w najlepszym przypadku niepotwierdzony (przynajmniej wg badań nieopłaconych z budżetu korporacji, Unii czy państw którym na tym zależy). Natomiast wiele badań pokazuje, że to poziom gazu goni temperaturę, nie odwrotnie. Wracając do tematu, przez kolejne absurdalne normy, kiedyś super auta i mistrzowie ekologii, nagle zamieniają się w stare złomy bo emitują jakieś minimalne większe wartości dwutlenku węgla względem norm współczesnych i nie można takim wozem np. już wolno swobodnie wjechać do centrum miasta – co oczywiście i tak jest ściemą o której piszą wszyscy wszędzie, bo sposób w jaki dokonywane są pomiary katalogowe nie ma absolutnie nic wspólnego z normalną eksploatacją. A katalogowa wartość CO2 jest po prostu przeliczeniem ze spalanego paliwa. Czy się to komuś podoba, czy nie. Fizyki nie oszukasz.

Czy komukolwiek udało się osiągnąć katalogowe i znormalizowanie dzięki unijnym normom, spalanie 4.5 litra w jego nowym aucie? Oczywiście że nie! No chyba, że leciał z przepaści. Więc też w żadnym razie nie może liczyć, że wtedy jego autko emituje te magiczne 104.4 g/km CO2 dzięki którym w części krajów płaci tak niski podatek ekologiczny. Idąc tym tropem można pięknie wyliczyć, jak Unia ładnie zadbało o to żeby 9 miejsce po przecinku w globalnej ilości emitowanego CO2 się zmniejszyło wg najnowszego raportu. Ale wszystkie te dane są nic nie warte, bo opierają się o dane katalogowe, które nie mają absolutnie nic wspólnego z prawdą (również dzięki jakże precyzyjnym i świetnym normom unijnym).

Właśnie przez takie podejście nie można w wielu krajach cieszyć się prawdziwą motoryzacją. Opłaty za „ekologię” absolutnie uniemożliwiają przeciętnemu pracownikowi posiadanie auta o pojemności większej jak 2 litry, czy powyżej pewnej mocy. W imię czego? A jeśli ktoś lubi swój stary samochód za który zapłacił kiedyś tyle pieniędzy i nie chce go zamieniać na nowe plastikowe ciulstwo? Będzie musiał! Będzie zmuszony opłatami za wiek, stare w.w. normy czy inne przepisy i zakazy. To wszystko w imię jego bezpieczeństwa i lepszego jutra oczywiście.

Znowu rzeczy, które wymagają w jakimś stopniu regulacji, są absolutnie omijane.

Podsumowując, mamy bezsensowne przepisy o tym, żeby jeździć całą dobę na światłach (stare auta wypalają klosze, instalacje elektryczną, a nowe są super atrakcyjne dzięki takim nowym gadżecikom jak światła do jazdy dziennej, lampy LED), ale nikt nie wpadł na to, żeby moc, a dokładniej maksymalną intensywność świateł, podawać w lumenach. Teraz ograniczeniem jest maksymalna moc żarówki czy diody, podana w Watach. Nie słyszałem żeby wprowadzili ograniczenie maksymalnej jasności, ale widziałem jak wyglądają nowe LEDowe lampy przednie np. w Clio, lub jak bardzo w oczy świecą nawet poprawnie wyregulowane soczewki z Insigni. Wszystko jest wykonane w nowoczesnych technologiach. Energooszczędność, Trwałość, itp. Tylko nikt nie wpadł na pomysł że samochody producentów, którzy nie walą po oczach są mniej widoczni, a inni użytkownicy drogi zwyczajnie w świecie mają wypalane siatkówki przez takie wozy, które jadą z przeciwka lub stoją na skrzyżowaniu przed nami. Każdy kto miał przed sobą nowe AUDI na stopie, wie o co mi chodzi.

Na pewno każdy ma przykład na temat tego, co jest niepotrzebnie uregulowane (maksymalna moc żelazka i czajnika?), a czego opis by się przydał a go brak.

Nadmiar przepisów niszczy tak gloryfikowaną wolność.

Za to kasa musi się zawsze zgadzać.

P.S.
Przepraszam za typowo polityczno-przepisowy ton, ale niestety są to rzeczy które nazywamy pogardliwie polityką kiedy trzeba je opisać, a potem nazywają się życiem kiedy trzeba pod nie się podporządkować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz