sobota, 4 kwietnia 2015

Piątkowa rehabilitacja.

Ostatnio byłem bardzo nie w formie (bardzo krótko mówiąc). Ale w końcu nie dość że jestem już w miarę sprawny, to jeszcze wolny i wypuszczony do domu.

Tym bardziej ucieszyłem się z pomysłu brata, na wycieczkę do Warszawy.
Miała polegać na tripie Pendolino Spierdolino do stolicy, zajęcia tam czasu w ciągu dnia i wieczornym powrocie ponownie w PKP Intercity Premium. Jeszcze kilka lat temu powiedziałbym że to profanacja, umieszczać w jednym zdaniu PKP i Premium. Ale tak tym słowem wszyscy wycierają gębę i katalogi, że teraz nawet InterRegio można nazwać Premium, niczym specjalną linię Dacii <błuehehe>. 

No więc jakie jest moje wrażenie po przejażdżce tym przepłaconym i bezsensownym zakupem? 


Pierwsze to bardzo delikatny start i hamowanie. Spodziewałem się jebnięcia (niczym w metrze), tymczasem cały skład rusza zgrabnie i ciągnie równomiernie nie wydając przy tym żadnych dziwnych dźwięków, czasem gdzieś w tle słychać delikatną różnicę kiedy wyłączą się silniki i wentylatory, np. po maksymalnym rozpędzeniu, ale tak nie ma żadnego świstu powietrza czy dźwięków z zewnątrz. Rzeczą której nie udało się wyeliminować to stukot kół na zwrotnicach, ale jest to całkiem fajne, przypomina dźwięki z dzieciństwa, a pogłos jest na tyle delikatny że na pewno nie obudzi kogoś drzemiącego.

Na samym początku obsługa chciała nagrzać skład i ponownie przypomniało się dzieciństwo bo nawiew na nogi powodował oparzenia! Po uwadze innych klientów zaraz to skręcili - na szczęście nie działa to jak w starych wagonach gdzie był wrzątek albo nic i potem wiało delikatnie podgrzanym powietrzem. 

Co do wnętrza, mieliśmy w obie strony miejscówki w drugiej klasie ze stolikiem między fotelami. Ilość miejsca nie jest mała ale na nogi niewystarczająca. Smyrałem się w jedną stronę z bratem po kolanach, w drodze powrotnej z jakimś facetem po stopach. Jest też część foteli w układzie autobusowym, i chyba takie miejsce wybrałbym na test przy następnej okazji. 

Fajnie że do pary foteli jest para gniazdek 230V. Szkoda że jest to pociąg IC gdzie w reklamach tak bardzo teraz wciska się info o darmowym Wi-Fi, a tu tego nie widać! I to w Premium wagonach! Leci za to na postojach muzyka klasyczna z repertuaru Chopina, w krótkiej, znanej pętli. Kierownik składu ładnie zagaduje w mikrofonie o stacjach, barze i innych komunikatach. Potem w teorii to samo mówi w j. Angielskim. Kierownik składu do Warszawy wyraźnie się dopiero uczył języka, bo troszkę dukał. W drodze powrotnej na Śląsk obsługa była znacznie sprawniejsza w tej kwestii. Wypełnienie wagonów również bardzo się różniło. Ranny skład był zajęty może w 20%, powrotny miał raptem tyle miejsc wolnych. Ale jechał aż z trójmiasta, skąd jest to najszybsza opcja (kolejowa) i jesteśmy już w trakcie świątecznego weekendu, więc po części to może być przyczyną. 

Fajne jest wrażenie kiedy znaną trasę nagle pokonuje się w 30% czasu jaki zwykle się na nią poświęca. To była chwila, to był moment a za oknem pokazały się Łazy. W ciszy, tak... niespodziewanie? 

Skład dojechał regulaminowo, w obie strony, coś w dwie godziny i trzydzieści minut. Dalej jest to czas tylko parę minut (dosłownie!) lepszy niż InterCity początku lat dziewięćdziesiątych, i jaki osiągały by teraz konwencjonalne składy z lokomotywą i wagonami ale za połowę ceny, lub było by ich dwa razy więcej. Tak to widzę po swojemu. 

 Czy ja dobrze widzę? Wwa - Kato - 2h 37min?

Sam skład jest po prostu fajny, taki normalny, zadbany, jak powinien wyglądać każdy drogi i szybki pociąg. Ale odkryłem dwie ciekawostki. 

#1 - w całym składzie gniazdka są oznaczone napięciem 230V, tylko w toalecie jest 220v. Makarony coś namieszały? 




#2 - jest to pierwszy skład w którym jechałem i deska otwierała się o więcej niż 90 st. w wyniku czego opierała się o ścianę a nie stała luźno i spadała przy każdym mikro ruchu. Wiem że to może nie być nic nowego ale nie jechałem koleją od ładnych kilku lat. 


Po drodze objechał nas inny skład, który dostał już tatuaż od jakiejś ekipy. Oni na pewno będą się lansować po Polsce wrzutem na Pendolinie, a Panowie w stacji obsługi będą się pierdzielić z usuwaniem tego "arcydzieła" (parafrazując: Ale wrzut się nie udał. Był głupi). 

W samej Wawie, jak to w Wawie. Jest pełno dziwnie wyglądających ludzi i duży ruch. Jest to też chyba jedyne miejsce gdzie jak zamawiasz jakiś fastfood to pytają z jakimi dodatkami go chcesz. Nie chodzi o to że np. nie lubisz oliwek, to pytają czy je dać czy nie. Kobita w budzie/SubWay/kebabie stoi z samym mięsem i bułą pytając co dodać. Jakież to dziwne kiedy mówię że chcę wszystko i nie mam swojego unikalnego i wyrafinowanego skłądunie komponuje jakiegoś kastrata z samym pomidorkiem, jednym kawałkiem cebulki i połową plasterka sałaty. Straszne są też galerie w których owy lokal się znajduje, i jakie małe buraki go odwiedzają. Absolutnie niczego nie szanują. Więc mimo obsługi, wszędzie są tace i syf, plamy po napojach a kibel wygląda jak po wybuchu petardy w brązowym klocku!  

Zazdroszczę tylko jednego. Chodzi tu o ilość środków komunikacji jakimi można się w okolicy stolicy przemieszczać. W jeden dzień dojechaliśmy do Centrum PKP, obejrzeliśmy Muzeum Kolejnictwa, potem wsiedliśmy do WKD żeby obejrzeć muzeum motoryzacyjne w Otrębusach, wróciliśmy. Mieliśmy czas więc baną produkcji PESY (Twist) podjechaliśmy do stacji metra, gdzie sprawdziliśmy sobie jak wyglądają i jadą nowe składy Siemensa, i co prezentują stacje na nowej, drugiej linii metra. 
Potem powrót do Centralnego i wejście do powrotnego Spierdolino. 


A może taką V'kę wsadzę do buczka? Dwie turbiny itp.

Dostrzegliśmy też że połowa Warszawy handlowej, tak naprawdę znajduje się pod ziemią! W tunelach pod skrzyżowaniami, korytarzach przejściach, na stacjach. Jest tam wszystko. Od butów, przez wypożyczalnie płyt i sklepy komputerowe, po cukiernie, kioski i McDonaldy z KFC. Fajnie że teraz nie wygląda to jak 15 lat temu kiedy w przejściach grali na cyji, śmierdziało moczem i kręcili się menele którzy nie chcieli się zmoczyć na deszczu. 

Żyjemy w fajnych czasach. 

Bez plecaka można wstać nie przesadnie wcześnie, zapakować się w pociąg gdzie dostaniemy w cenie biletu poczęstunek (ciepła kawka/herbatka lub soczek), można zjeść śniadanie, potem cały dzień spędzić w stolicy gdzie gdyby pogoda dopisała (a nie jebało żabami) spacer między przystankami odwiedzanymi co minutę przez busa/banę/kolejkę byłby czystą przyjemnością. Na koniec dnia pozostaje wrócić w ciszy i zdrzemnąć się w trasie. 

Jednak dalej wolę moją skórę, klang silnika i możliwość dojechania w każde miejsce bez przesiadki. Taki już ze mnie rozpuszczony typ. 

Ale kolej mnie interesuje i taki dzień pozwala się fajnie naładować i zebrać info jak w praktyce wygląda to co się czyta na portalach.

Tak oto wracam do zdrowia, ruchu i sprawności.
Nogi wchodzą mi tam gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę!

4 komentarze:

  1. A weź mnie pan nie wk****aj... Na to warszawskie zadupie już nawet pociągi z Białegostoku nie jeżdżą, bo ponad rok tory są w remoncie. I po co? Po to, żeby jeździć 10 minut szybciej, niż przed remontem.

    A poza tym - to tło z tablicami dość mocno napierpapier po oczach. Ja wiem, że ja przez dłuższy czas miałem tak koszmarne, ze nawet złomnik uznał je za szpetne, ale mimo wszystko :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę że przy Polskim zaniedbaniu i braku wkładu w infrastrukturę, był to ostatni moment nie tyle na upgrade co na remont torowiska żeby go nie zamknąć bo się tak sypie ;) widziałem busy PKP IC i srogo się z nich śmiałem z bratem ;D

      Tło to tylko przymiarka, wyglądzie je jeszcze i zrobię delikatniejsze. Ale odpaliłem Total War: Rome II o jestem oczarowany jak zajebiste to jest ;D

      Usuń
    2. Paaanie, teraz to jest doskonale! :D

      Usuń
  2. Widzę podobne wrażenia jak po moich świętach, spędzonych w agroturystyce. Też się mocno zdziwiłem rozbudowaną, ale nienachalną infrastrukturą. Wrażenie było tak silne, że aż zastanawiam się nad wpisem.

    OdpowiedzUsuń