poniedziałek, 19 maja 2014

Czy tylko ja jestem dziwny?

Na pewno każdy widział pełno demotów na ten temat. Samemu doszedł do takich wniosków. Ktoś mu podsunął taki pomysł po czasie.

Złote puenty i myśli zdarzają się zawsze po czasie! Po kłótni. Po wydarzeniu na którym nam zależało. Po fakcie kiedy było to potrzebne.

Często takie olśnienie mnie dopada bo wypisaniu się z jakiegoś tematu tutaj, a potem po przeczytaniu komentarzy. Tak było z paskudnymi autami. Tak było z listą marzeń. I tak samo mnie olśniło po ostatnim wpisie o tym co sprawia frajdę z jazdy. Więc zrobię suplement. Wydanie drugie, poprawione.

Więc, Co autor miał na myśli wypisując taki tytuł?


Przeciętny, zdroworozsądkowy człowiek, kiedy jedzie z punktu A do punktu B stara się wybrać trasę najbardziej optymalną biorąc pod uwagę kilka właściwości jak długość, ekonomia, czas przejazdu, wygoda.

Średnią z tego jest zazwyczaj trasa ekspresowa, droga krajowa, jakaś inna przelotówka, w miarę dobrym stanie technicznym o umiarkowanym natężeniu ruchu. Najlepiej kiedy do tego warunki drogowe są doskonałe, czyli jest sucho i słonecznie.

Tymczasem sam bardzo chętnie korzystam z wszystkich dróg bocznych, wojewódzkich, powiatowych czy innych które nie mają sześciu pasów, nie są najwygodniejsze, najszybsze. Ale sprawiają najwięcej przyjemności z jazdy.

O ile tylko nie jestem w żaden sposób ograniczony przez budżet, cel, czas, marudnych pasażerów, staram się urozmaicać wyprawy - nawet takie drobne -właśnie przez przejazdy wycieczkowo-krajobrazowe.

W piątek wybrałem się do Olkusza po poliuretanowe wstawki do trzymania tylnej belki w moim buczku. Stwierdziłem że mam niedaleko, a jednocześnie oszczędziłem parę groszy na wymianie uszczelek pod pokrywami zaworów (wspominałem o tym), więc z przyjemnością wstanę o 5:30, tak żeby na 7:00 być na otwarciu firmy. Zabrać co moje. A potem wrócić i jeszcze zdążyć się zapakować do firmy.

Specjalnie wybrałem drogę inną niż klasyczna Katowice - Olkusz, czyli w ciągu S86 i DK94. Kiedyś jechałem trasą koło kopalni Szczakowa, i bardzo mi się podobało. Jest tam coś z klimatu Kaszubskiego, czyli piaszczyste podłoże i charakterystyczny las. Do tego oczywiście jebało żabami!

Ale wiecie co? Podobało mi się! Myślą przewodnią tematu jest to że lubię jeździć drogami które są klimatyczne, w warunkach które przez większość uznawane są za niewygodne. niebezpieczne, problematyczne.

Wtedy trasa jest ciekawsza. Sprawia większą przyjemność, satysfakcję. Wiadome jest że konsekwencjami tego są wyżej wspomniane straty w czasie, paliwie, nerwach pasażerów. Ale to ja siadam za sterownikiem, więc będę jeździć tak jak lubię, prawda?

Najciekawsze jest to że z wiekiem mi się to nie zmieniło. Kiedy jeszcze byłem świezym kierowcą w busiku jazda w śniegu była wręcz świetną zabawą!
Jechać traficiem bokiem dookoła ronda? Ja nie potrafię? Jasne że się da!
Swoją drogą 6,5 metrowy sprinter też fajnie się kręcił :D ale środek ciężkości po załadowaniu jest tak wysoko że byle nierówność asfaltu przyprawia o zawał!

Wracając do tematu - bardzo dużo w czasu spędzałem w aucie. Czasem i 12 godzin (zwłaszcza zimą czy w sezonie powodziowym, kiedy AntyRadio ratowało najnowszymi newsami na temat przejezdnych mostów na południu Polski), i mimo że droga była wykańczająca, to dalej następnego dnia z chęcią odśnieżałem wóz, myłem go z błota po brodzeniu, pakowałem i znowu przepychałem się oblodzonymi bocznymi drogami-skrótami.

Rok temu był pewien bardzo śnieżny okres, kiedy wracałem z Kaszub. Wszystko wszędzie stało albo się toczyło. Drogi zamieniły się w białe pasy. Szał i masakra. Do tego jechałem z zimówkami które kwiecie wiek miału już za sobą ale jeszcze w zupełności wystarczały. Połączenie dawało efekty zmiany pasa bokiem. Dosłownie i bez przesady. Nie dało się inaczej niż po prostu poślizgiem przejechać przez ten śnieg w formie piachu, który zalegał między wyjeżdżonymi śladami. Trasa trwała ponad 8 godzin.

Wróciłem wyczerpany przez skupienie. Ale dalej, gdybym miał to powtórzyć, wsiadam i jadę bez zastanowienia!

Taki ze mnie niepoprawny świr, który nie uczy się na błędach!

I na koniec puenta, podsumowanie tego, za kogo mają swoich klientów producenci samochodów:

http://demotywatory.pl/4337657/Wlew-paliwa

Ja naprawdę nie wiem czy w europie ludzi nie traktuje (traktowało) się jak idiotów? Przynajmniej kiedyś tak nie było. Ręce opadają. Ale skoro w USA w części stanów wymagane jest oddzielne prawo jazdy dla pojazdów ze skrzynią manualną...

9 komentarzy:

  1. Z tym wlewem paliwa to się uśmiałem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh, też lubię jeździć po deszczu i śniegu. Ale tylko pod warunkiem, że auto nie jest świeżo umyte. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem przyjemność z jazdy jest sprawą indywidualną. Mało tego! U mnie zależy od nastroju, okoliczności, pogody, ilości czasu, stanu technicznego samochodu...itd, itp.
    Bo na przykład - trasa Szwajcaria - Gdańsk (o ile pamiętam), na pace pilny towar, trasę ogarnąłem tak, żeby mieć przynajmniej póltorej godziny rezerwy. Lecę sobie równo 90km/h po A9, Masterek pali jakieś śmieszne opary, w radiu szprechają coś o pożarze lasu. Kilkanaście minut później, ze sporej odległości widzę ścianę dymu i ogromny korek, w międzyczasie wyprzedza mnie kilka wozów straży pożarnej. Szybka decyzja - omijam! Nos w mapę, pierwszy zjazd (na szczęście był!) i dzida w kierunku A7. Po co ja to piszę? A! bo i tak zdążyłem. I z tego też była jakaś przyjemność, a satysfakcja jeszcze większa.
    Ale się rozpisałem! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe :D wcale się nie rozpisałeś! :> Treściwy komentarz-wątek to fajna sprawa.

      Ja miałem inną satysfakcjonującą akcję kiedy wracałem z towarem z Krakowa. Po drodze okazało się że rozgrzebali dojazd do Olkusza, tam gdzie jeszcze nie ma 2 pasów w każdą stronę tylko jest dość ciasno. Mijanka na odcinku kilku kilometrów, o godzinie 15 nie mogła się udać. Efektem tego był gigantyczny korek.

      Jednak jest to trasa bardzo uczęszczana przez busy wożące ludzi. Dostrzegłem dwa takie jak wyjechały gdzieś z krzaków między domami, podciągnęły pod prąd kilka metrów i znikły z drugiej strony pchając się pod inny zakaz.
      DZIDA za nimi. Nie pamiętam ile kilometrów jechałem na tyłach domów po wstędze asfaltu szerokości busika. Ale ominąłem caaały długi sznur aut, wjechałem na pustą drogę i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku zajechałem do domu na obiad, zanim odstawiłem auto :P
      Bo przecież w korku stał bym do jutra ale były by za to simoleony :)

      Usuń
  4. Z tym wlewem paliwa to nie wiem czy miało być sympatycznie, czy ironicznie :) Prawdę mówiąc, nigdy w życiu nie zwróciłam na to uwagi, w najmojszym tego nie ma. Ale jako osoba, która dość często jeździ testówkami, zawsze mam z tym problem. Podjeżdżam na stację, staję na środku przed dwoma dystrybutorami jak ta ciota, otwieram drzwi i wychylam się prawie wypadając z fotela. "No gdzie ta cholerna klapka?..." Aż przy następnym "teściaku" zobaczę czy to jest.
    PS – jeżeli jest to tylko taki sytuacyjny "żarcik kosmonaucik", mający na celu toczenie beki z ludzi naiwnych (że niby ja?), którzy uwierzą w istnienie magicznych strzałek, to proszę o usunięcie, lub zedytowanie mojego komentarza, cobym w internetowym społeczeństwie nie wyszła na osiedlowego głupka :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko jest :) Ja rozumiem jak ktoś ma auto testowe/pożyczone itp. Choć na dobrą sprawę też jest kilka stałych z której strony należy się w jakim aucie spodziewać wlewu baku :) Natomiast jak masz swoje auto to gdy ktoś Cię obudzi w nocy i każe powiedzieć gdzie jest wlew, zrobisz to.

      A treść tego żartu ma na celu pokazanie że producenci mają nas za idiotów którzy nie potrafią obsłużyć funkcji jak tankowanie :)

      Usuń
    2. Weź pod uwagę, że wiedza większości ludzi na tematy motoryzacyjne, ogranicza się do tego jakie wlać paliwo do auta (a i to nie zawsze). Choć może strzelę sobie tym zdaniem w kolano, spójrzmy na przykład na kobiety. Jak wszyscy wiemy, zdarzają się wyjątki w postaci babeczek ogarniętych motoryzacyjnie lepiej od niejednego chłopa, jednak znacząca większość to kretynki malujące się podczas jazdy zaginające czasoprzestrzeń (no bo jak mini cooperem zastawić trzy miejsca parkingowe?). Taka jest smutna prawda, że większość osób kierujących samochodami to motoryzacyjne bezmózgi, które wsiadają za kółko, jadą z punktu A do punktu B, doprowadzając po drodze wszystkich ogarniętych kierowców (tak – nas :P) do szału i tyle. Jeżdżą jak cioty, wiedzą, że pomarańczowa lampka w kształcie dystrybutora znaczy "Jeść!", z grubsza kojarzą kiedy trzeba zmieniać opony, a zamiast gdy usłyszą jakieś stukanie/wycie od razu pojechać do mechanika, to czekają, aż nieledwie odpadnie im koło.
      Zobacz, w nowych samochodach już praktycznie nic nie jesteś w stanie zrobić sam, bo wymiana głupiej żarówki wymaga rozebrania połowy przodu. Kiedyś delikwent miał do wyboru: pokombinować pół godziny na podwórku i zmienić tą żarówkę, albo płacić w serwisie. Ekonomia wygrywała i Kowalski próbował coś rzeźbić sam. A teraz? Nawet ja, jako osoba (nieskromnie mówiąc) dość ogarnięta w temacie mechaniki samochodowej, nie jestem w stanie zrobić wielu rzeczy w nowych autach. Ostatnio pokonało mnie głupie Audi, któremu miałam zmienić klocki z tyłu. Niby prosta rzecz, pół godziny i będzie po sprawie. A tu dupa! Bo elektryczny ręczny. Trzeba mieć komputer z oprogramowaniem, żeby kazać dziadowi cofnąć tłoczki. I takich rozwiązań jest coraz więcej. Koncerny motoryzacyjne traktują nas jak dzieci specjalnej troski, więc my stajemy się coraz bardziej "specjalni". I tak w koło Macieju.
      PS – czy ten komentarz jest w ogóle na temat? :P

      Usuń
    3. Haha :D jest mały offtopic, ale z tym komputerem do zmiany klocków to po prostu mnie rozłożyłaś na łopatki ;__;

      Był okres kiedy żarówki faktycznie zmieniało się równie łatwo jak Panewki (achh Stilo :D) ale teraz wg nowych rozporządzeń każdy właściciel powinien być w stanie zmienić żarówki w ruchu drogowym, bez udziału jakiś wow czarów, np podczas postoju na autostradzie :)

      Kiedyś obsługa wozu ogólnie wymagała świadomości, pewnego obeznania technicznego. Jak było ręczne ssanie trzeba było wiedzieć kiedy włączyć/wyłączyć. Raz na jakiś czas zajrzeć do płynów, podregulować różne rzeczy np luzy zaworowe. Już ja się wychowałem technicznie po tym okresie. U mnie wymagania były już małe bo auto dalej jeździło na byle czym (stary Diesel) a jedyną rzeczą do dbania było ciśnienie w oponach, zmieniany regularnie olej i odpowiednie traktowanie turbo. Teraz samochody są projektowane tak żeby były całkowicie bezobsługowe z punktu widzenia klienta.

      Ale w sumie podsunełas mi pomysł na notkę więc się tutaj nie rozpiszę o tym! :>

      Usuń
    4. Nie wiem czy to był żarcik kosmonaucik ukierunkowany w naiwnych ludzi, ale wcześniej widziałem jak kilka funpage'ów motoryzacyjnych na facebooku dodało kilka obrazków właśnie z tym "newsem". Tak wiec jeśli to był żart to nabrało się na niego znacznie więcej osób niż ja i Ty :D

      Usuń